Już nie wiesz, co zrobić. Ten problem Cię przestasa. Masz ochotę się poddać. Załamujesz ręce.
Poczekaj. Weź głęboki odddech. Przyjrzyj mu się jeszcze raz. Cofnij się dwa kroki w tył. Spróbuj obejść go od innej strony. Może wystarczy to inaczej ugryźć.
Dlaczego miało by się skończyć na tym nieprzyjemnym uczuciu, że nie dałeś rady. Zabierz się do działania. I zobaczysz, że COŚ jednak da się zrobić.
Może rzeczywiście cały problem jest zbyt ciężki do uniesienia samemu. Podziel się nim. W końcu co dwie głowy, to nie jedna. Rozbij go na małe kawałeczki. Zajmij się po kolei każdym z nich. Przecież ” Nie od razu Kraków zbudowano”. Najmniejsze zwycięstwo ma ogromną moc.
Potraktuj go jak wyzwanie, które otworzy Ci nowe horyzonty. Podwoisz swoją energię. A tak na pewno więcej wskórasz. Może wykrzesasz z siebie podkłady kreatywności, których nawet u siebie nie podejrzewałeś.
Jeżeli nie podążasz we właściwym kierunku. No trudno. Najważniejsze, że nie załamałeś rąk. Nie dałeś się przygnieść temu niszczącemu poczuciu bezradności.
Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, im więcej podejmujesz działań, tym więcej masz szans, że coś Ci z nich wyjdzie. Wszystko jest trudne nim stanie się proste.
Oczywiście najchętniej obeszlibyśmy się bez tych wszystkich zbędnych wyzwań, czy piętrzących się przed nami problemów. A jednak: jesteśmy zaprogramowani na pokonywania ich. To tak posuwamy się naprzód. Spójrzmy tylko na dzieci.
Obserwuję, jak moja ponad roczna córeczka opanowuje trudną sztukę chodzenia. Trudną z perspektywy kilkunastu miesięcy i killkudziesięciu cm. Ale gdy ledwie jako tako posuwa się po płaskim terenie (naprzód, choć niez zawsze na 2 nóżkach). To już z ogromnym zapałem i pasją rzuca się na wszelkie możliwe schody. Instynktownie. Każda napotkana trudność w tym wieku …. jest wyzwaniem. Nowe wyzwanie otwiera nowe perspektywy. W końcu może na szczycie tych schodów jest coś na prawdę ciekawego.
Oczywiście pewnych rzeczy nie da się zmienić. Trzeba je zaakceptować, takimi jakimi są. I dostosować się. Jak się nie ma, co się lubi. Trzeba polubić to, co się ma.
Dla kogoś, kto znalazł się w trudnej sytuacji, te słowa brzmią jak puste frazesy. A jednak. Każdemu kiedyś zdarzyło się zrezygnować z marzeń. I może nawet czasami wyszło mu to na lepsze.
Julio Iglesias musiał porzucić marzenia o karierze piłkarza na skutek nieszczęśliwego wypadku. Ale gdy leżał w szpitalu, pielęgniarka przyniosła mu gitarę. Ten zaczął na niej brzdąkać. I tak już zostało.
Karl Lagerfeld marzył o karierze pianisty. Do czasu. Aż ktoś życzliwy poradził mu, by zajął się czymś innym, może rysowaniem. Bo będzie z tego mniej hałasu.
Bo gdy czasami zatrzaskują się jedne drzwi, na ich miejsce otwierają się drugie. Może to właśnie one wskazują właściwą drogę.
Wiele z największych okazji w naszym życiu pojawia się w przebraniu problemów.
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Podobne wpisy:
- Jeśli nie zbudujesz swojego marzenia, ktoś inny Cię zatrudni, abyś pomógł mu zbudować jego
- Osiąganie celów. Jeżeli bardzo czegoś pragniesz – osiągniesz to, tylko …
- Chcesz się rozwijać, spróbuj czegoś nowego.