W tym tygodniu przeszukałam domową biblioteczkę w poszukiwaniu książek angielskojęzycznych. Bo postanowiłam, że wezmę się za naukę języka Szekspira. A właściwie przypomnę sobie to, co kiedyś na ten temat wiedziłam. Oj, kiedy to było….

No a wiadomo że, tracimy umiejętności, których nie używamy (czy nie pielęgnujemy). Bo jak to się mówi: „Kto nie idzie naprzód, ten stoi w miejscu”.

Piszę o tym, by nie było odwrotu. Nie tylko po to, by się sama mocniej zdopingować. Ale by sobie tego “mocnego” postanowienia za jakiś czas cichaczem nie odpuścić. Głupio coś publicznie (tzn na łamach bloga) ogłośić i zaraz potem szukać usprawiedliwienia (przed samym sobą), by jednak tego nie robić. A to podobno jest świetna metoda, czy raczej antidotum na taki słomiany zapał:

Czyli…

Jeżeli macie na tzw. widoku jakiś cel, sekretne marzenie czy plany, a nie macie zaufania do własnej wytrwałości, podzielcie się tym z innymi.

  • Inni może coś w tym zakresie podpowiedzą.
  • Może wskażą osoby, które pomogą nam w realizacji naszych zamierzeń.
  • Może po prostu od czasu do czasu podpytają, czy zapytają nas, gdzie jesteśmy z naszymi planami. A to wystarczy, by mimo wszystko zmusić nas do robienia czegoklowiek w danym kierunku.

Tak na prawdę intensywna powtórka angielskiego jest dla mnie w tym momencie koniecznością. Zmotywował mnie do niej mój 9-cio letni syn.

Ale przypuszczam, że nie mam wyboru. Bo jak inaczej mam nadążyć za jego zadaniami domowymi. Choć póki co mam w tym temacie jeszcze pewną przewagę. Ale ostatnio moje dziecko zagięło mnie np z nazwami kolorów po angielsku.

Muszę zafundować sobie przyśpieszony kurs angielskiego. Ale mówię sobie, że dzięki temu łatwiej mi będzie przeglądać np anglojęzyczne blogi.

Potem pewnie przyjdzie czas na matematykę i inne przedmioty szkolne. Taki los rodzica. Powtórka z rozrywki, tzn ze szkolnych zadań domowych.

Przyznam się Wam, że kilka lat temu również przeżywałam taki angielsko języczny zryw. Niestety nie trwał on długo. Wtedy przemyśliwałam o zmianie pracy. Wykalkulowałam sobie, że jak błysnę świetną angielszczyzną na rozmowie kwalifikacyjnej, to wszystkie drzwi staną przede mną otworem.

Ale ponieważ moimi planami z nikim się wtedy nie podzieliam, do dziś tkwię w tej samej pracy…

Z tamtego epizodu angielskojęzycznego wyniosłam taką naukę, że największe postępy robi się łącząc przyjemne z pożytecznym. Do suchego zakuwania słówek (jeżeli nie ma bata w postaci ocenek) trudno się zmobilizować.

Bo przecież człowiek z chęcią sięgnie po lekką i przyjemną lekturę… raczej dla rozrywki, niż do zakuwania słówek.

Grunt to nie czytać ze słownikiem w ręku, sprawdzając co drugie słówko. Bo w ten sposób daleko się nie zajdzie. Przypuszczam, ze w tej metodzie (i to raczej u kazdego) lektura szybko pójdzie w kąt. A z nauki angielskiego będą nici.

Dlatego lepiej czytać, mimo wszystko posuwać się naprzód, nawet jeżeli nie do końca rozumiemy wszystko. A tylko z grubsza łapiemy sens. Ewentualnie potem możemy sprawdzić niezrozumiałe słówka. Ale tylko te, które powracają na tyle często, że je zapamiętaliśmy.

DUMA I UPRZEDZENIE JANE AUSTEN.

W tamtych czasach wzmożonej nauki angielskiego moja biblioteczka zapełniła się książkami Jane Austen. Dlatego w tym tygodniu, zupełnie spontanicznie chwyciłam za chyba najbardziej znaną pozycję tej pisarki, czyli „Dumę i uprzedzenie”.

Pewnie z grubsza znacie tę historię. Bo na jej podstawie powstał film (i to pewnie nie jeden). To historia miłości z przeszkodami. Przeszkody są dwie. Z jednej strony duma, z drugiej uprzedzenie. No może nie tylko, bo później włączają się zewnętrzne osoby, które mają w tym swój interes.

Tytułowa duma (a właściwie jej uosobienie) to pan Darcy.

Ten, ku własnemu zaskoczeniu zadurza się w pannie Elisabeth Bennet. Sama zainteresowana przez dużą część książki nawet nie podejrzewa, że jest obiektem westchnien wyniosłego i z pozoru mało sympatycznego pana Darcy. Tu warto zaznaczyć, że pan Darcy jest tym co nazywano kiedyś świetną partią (jest człowiekiem bardzo majętnym), zwłaszcza w zestawieniu z dużo gorzej sytuowaną Elisabeth.

Z drugiej strony na przeszkodzie ich uczuciu stoi uprzedzenie.

Tym razem to uprzedzenie panny Elizabeth do pana Darcy. Uprzedzenie to zrodziło się u niej trochę niefortunnie pod wpływem podsłyszanej, mało pochlebnej uwagi na własny temat. Która to wymsknęła się panu Darcy na samym początku ich znajomości. Zanim biedaczyna zapałał do niej namiętnym uczuciem.

Ale nawet jeżeli pan Darcy jest człowiekiem bardzo bogatym, a z racji swojego urodzenia i wychowania bardzo wyniosłym, to z czasem zaczynamy go widzieć w coraz lepszym świetle.

Przyznam się, że książki jeszcze nie doczytałam do końca. A z tego co czytałam kilka lat temu nie wszystko pamiętam.

W tle tej głównej historii miłosnej mamy inną mniej konfliktową (a więc i mniej pasjonującą) historię między panem Bingley i starszą siostrą Elizabeth. Pan Bingley jest człowiekiem o prostej, nieskomplikowanej osobowości (i z racji tego nie komplikującym sobie życia). Serdecznie i szczerze lubi innych ludzi. I jest mu z tym dobrze. A przynajmniej wydaje się szczęśliwszy od pana Darcy (o bardzo krytycznym umyśle). Nie wiedzieć czemu pan Darcy i pan Bingley są serdecznymi przyjaciołmi. Pewnie podświadomie ciągnie jednego do drugiego. Na zasadzie, że przeciwieństwa się uzupełniają.

Nie wiem czy to ja się starzeję i z wiekiem staję się coraz bardziej sentymentalna, ale ostatnio pociągają mnie takie romantyczne historie. Inną, którą ostatnio się pasjonowałam to historia miłości Sybil i Toma z Downtown Abbey. Ale to już inna epoka. Ale podobny schemat (tyle że tu ona jest bogata, a on jest biedny: szofer i arystokratka).

Ale już wracam do „Dumy i i uprzedzenia” Jane Austin. Jeżeli lubicie sentymentalne historie, to idealna lektura do poduszki (dla kobiet). Dla panów jej nie polecam, przypuszczam, że byłaby torturą.

Jeszcze kilka słów o Jane Austen, autorce książki Duma i Uprzedzenie.

Co ciekawe sama autorka „Dumy i uprzedzenia” nie brała na poważnie swojego pisarstwa. Pisała z doskoku. Chętniej oddawała się pogaduszkom i ploteczkom niż pisaniu. Tylko od czasu do czasu wstawała od stołu, by coś zanotować.

Jane Austen pisała o tym, co dobrze znała. O tym, wokół czego koncentrowało się życie wielu ówczesnych kobiet: złapaniu męża. Najpierw dla siebie. Potem ewentualnie dla córek. To historia pani Bennet mamy Elisabeth.

Ten temat powraca w wielu pozycjach tej autorki. Kobiety nie miały prawa głosu. Kobiety z wyższych sfer nie pracowały. Dziergały za to do woli. Ale pewnie z chęcią skosztowały by czegoś innego.

Kobieta zyskiwała (na znaczeniu) przy boku dobrze sytuowanego męża. Większość majątków przechodziło na męskiego potomka, a w razie braku takowego na dalszych krewnych (z pominięciem córek).

Kobiety całe życie czekały więc na swojego wybawiciela, by wyrwać się w świat i skosztować choć trochę wolności. Ale pewnie nie jedna przez małżenstwo popadła w jeszcze większe zniewolenie.

Tu podrzucam Wam ten poruszający wpis Moniki, o tym jak to kiedyś bywało pt: Nie płakałam.

Sama Jane Austin przez całe życie pozostała panną. Nie spotkała nikogo? Nikt jej się nie spodobał? Nie wiem. Wziąwszy pod uwagę ile czynników trzeba było zgrać: sytuację majątkową, status społeczny i na samym końcu zgodność charakterów, łatwo zrozumieć, że znalezienie męża nie było takie proste. Jane Austin zresztą zmarła młodo (niewiele po 40 stce) na suchoty, czyli gruźlicę.

Czy czytanie sentymentalnych książek służy zdrowiu?

Założyłam sobie, że będę pisać bloga o zdrowym stylu życia, a tymczasem zupełnie zeszłam z tego tematu. Ale to dlatego, że wyzwanie Maknety bardzo mnie wciągnęło. I jak co tydzień motywuje do czytania i do dziergania (choć z tym drugim w tym tygodniu było gorzej).

Dlatego łamałam więc sobie głowę nad tym: Jak choć trochę powiązać tę lekturę ze zdrowiem? Tymczasem

[Tweet “Wszystko co sprawia nam przyjemność jest dobre dla zdrowia.”]

A sentymentalne książki, jeżeli jeszcze uronicie nad nimi łezkę, pomogą usunąć nadmiar toksyn z organizmu. Moja mama zawsze powtarzała: „Popłacz sobie, to ci ulży”. Tak nauczyła ją jej mama, a tę babcia.

Dobrze jest czasami sobie popłakać: szczerze, spontanicznie.

Przeczytałam gdzieś, że jeżeli łzom towarzyszą dogłębne emocje (np wzruszenie) to wraz z nimi z organizmu wychodzą rożne toksyny.

Inaczej rzecz się ma jeżeli przyczyna łez jest czysto mechaniczna (gdy płaczemy obierając cebulę). Wtedy po prostu zwilżamy sobie oczy, bez żadnych dodatkowych korzyści.

Ale jeżeli przeżywamy jakieś emocje, to lepiej dać im upust. Bo jak to mówi Szrek: „Lepiej na zewnątrz, niż do wewnątrz”. To bardzo stara i bardzo prawdziwa mądrość.

Moje szydełkowanie.

A co do szydełkowania to niewiele ruszyłam do przodu. Za poradą Edibk i Monotemy zajrzalam do Szkoły szydełkowania. Mam zamiar wiele się stamtąd nauczyć. Za namiary serdecznie dziękuję.

A żeby móc coś jednak tutaj pokazać na prędce dorobiłam kilka rządków w koronkowym kołnierzyku. Wydaje mi się, że ten dobrze pasuje do mojej lektury z tego tygodnia.

Dodatkowo chciałam poszperać po Pintereście i poszukać zestawień: mała czarna plus koronkowy kołnierzyk. Jestem pewna, że ma ono dużo uroku. Ale na to już nie starczyło mi czasu. Może innym razem.

Tymczasem pozdrawiam Was.

Beata

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Przez lata zmagałam się z chronicznymi problemami z gardłem, do momentu, kiedy odstawiłam produkty mleczne. Dzisiaj, uważam, że można mieć zrównoważoną dietę – eliminując z niej produkty mleczne i mączne. A dieta bezglutenowa – bezmleczna jest najlepszą dietą odchudzającą. Wszystko jest kwestią wyrobienia w sobie dobrych nawyków…. Przez lata wierzyłam, że jestem totalnym beztalenciem sportowym, aż zaczęłam się ruszać. Wierzę w uzdrowicielską moc glinki zielonej. Jestem niepoprawną miłośniczką zielonych smoothie.

Dołącz do rozmowy

7 komentarzy

  1. “Duma..” jest bardzo miłą książką do przeczytania, podobnie, jak wszystkie książki J.A. Bardzo podobał mi się, nakręcony na podstawie książki, serial nadawany w BBC z C. Firth’em i J. Ehle.
    Zgadzam sie w 100% z Tobą na temat czytania w obcym języku. Tylko bez słownika w ręku, a próbując ogarnąć teks i tłumaczyć te słowa, których się nie rozumie. Jeszcze na studiach będąc próbowałam inaczej i skończyło się to oczywiście porażką:)

    Anka

  2. Dobre podejście do czytania w obcym języku! Popieram niesprawdzanie każdego słowa! tak trzymaj i ciesz się tym 🙂 Mam marzenia, oczywiście, że mam i nawet dzisiaj koleżanka poddała mi pomysł, jak ruszyć z nimi z miejsca 🙂 Powodzenia z angielskim! Trzymam kciuki!

  3. Jakoś nie mogę się przekonać do Jane Austin. Może dlatego, że ogólnie niezbyt lubię romanse.
    Co do angielskiego, to znam go w sumie tyle, co z tekstów piosenek i blogów, a i tak syn twierdzi, że czasem wykazuję się lepszą znajomością języka niż jego koledzy (co jest dość smutne). Próbowałam przeczytać kiedyś “Alicję w krainie czarów” w wersji oryginalnej, ale zrezygnowałam, bo w głowie cały czas miałam moje ukochane tłumaczenie Słomczyńskiego, co nie pozwalało mi się skupić na tekście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Exit mobile version