Jak znaleźć pomysł na siebie? Jak dobrze wybrać studia?

Bo to wcale nie jest takie łatwe. A przynajmniej nie dla każdego. Owszem są ludzie, dla których jest to oczywiste. Moja kuzynka od dziecka wiedziała, że chce być lekarzem. Dzisiaj rzeczywiście leczy ludzi. Ja z kolei od dziecka wiedziałam, że lekarzem nie będę. Nie mogę. Nie zniosłabym tego. Choć tymbardziej doceniam ludzi, którzy wykonują ten ciężki zawód. Chwała Bogu, że tacy ludzie są.

Ale też w pewnym sensie zazdrościłam mojej kuzynce, że ona tak jasno wie, czego chce. I w konkretny sposób potrafi zaplonować swoją ścieżkę kariery. Ale to staje się coraz trudniejsze. Szczególnie w tych galopująco zmieniających się czasach. Kiedy większość, czy przynajmniej sporo zawodów, które czekają na przyszłych maturzystów, zupełnie nie było znanych ich rodzicom. Dlatego tym bardziej ważne staje się pytanie: co wybrać, jak dobrze wybrać: przyszłościowo, strategicznie, w zgodzie z samym sobą.

Przyznam się, że ten wpis opublikowałam dokładnie 3 lata temu. Wtedy udało mi się skłonić kilka zaprzyjaźnionych blogerek do dość ożywionej dyskusji i wspominek…

Moja droga na dochodzenie, czy szukanie pomysłu na samą siebie była dość kręta.

3 lata temu, kiedy pisałam te słowa byłam na takim zakręcie, czy raczej rozstaju dróg. Kiedy nie bardzo wiedziałam, czego chcę i czułam się rozczarowana tym, co robiłam w życiu zawodowym. Dzisiaj patrzę na to trochę inaczej. Stwierdzam, że wszystkie doświadczenia życiowe, nawet te z pozoru nietrafione czemuś tam służą. Nawet jeżeli nie od razu potrafimy docenić ich wartość. Może są częścią jakiegoś większego planu. A może po prostu, kiedy takimi krętymi drogami dochodzimy do czegokolwie, bardziej to sobie cenimy. Na tym polega szczęście. Na wiecznym poszukiwaniu…

Niemniej przypominam fragmenty tego wpisu z nadzieją, że skłoni Was to do pewnym przemyśleń na temat Waszej drogi. A może uda mi się namówić Was do zwierzeń. Bo czasami, kiedy zaczynamy pisać, myśli prostują się kiedy przechodzą przez końcówki palców.

Temat wyboru studiów dotyczy wielu osób: mniej lub bardziej młodych: maturzystów, rodziców, dziadków. Tych przedostatnich i ostatnich – dla swoich pociech… Ale czasami również dla siebie samych. A czemu by nie? Każdemu (w każdym wieku) może zamarzyć się nowy start.  A co? Świat się zmienia. A życie podobno … zaczyna się dopiero po 40-stce.

Nie każdemu łatwo jest wybrać, czy znaleźć swoją drogę zawodową.

Tu na początek wybrać: kierunek studiów. A jeżeli nie studiów, to np przekwalifikowania się. Trudno się połapać w coraz to nowych możliwościach. Bo tyle jest możliwości, że niektórych wręcz to przytłacza. Zamiast z nich skorzystać, zamykają się na nie. A może w ten sposób marnują swoją szansę.

Ale dobra wiadomość. W dzisiejszych czasach to nic straconego. Właśnie dzięki nowym możliwościom, jakie otwiera przed nami internet, można to nadrobić, właściwie na każdym etapie życia. Alleluje.

Niemniej … w tak szybko zmieniającym się świecie nie zawsze łatwo jest dokonać dobrego wyboru: zarówno młodym ludziom. Zielonym, nieopierzonym żółtodziobom, bez doświadczenia zawodowego. Ciężko jest rozeznać się ich rodzicom. Bo świat  tak szybko idzie naprzód. Wiele osób po prostu nie nadąża.

Jeżeli pozwalam sobie na takie przemyślenia to nie dlatego, że jestem autorytetem w dziedzinie „orientacji zawodowej”. Wręcz przeciwnie: wszystkie moje edukacyjne wybory okazały się klapą. Trafione jak kulą w płot.  Choć nie tracę nadziei, że to, czego po drodze się nauczyłam, w jakiś tam okolicznościach życiowch jeszcze uda mi się wykorzystać. No i  wciąż mam nadzieję, że w końcu odnajdę swoją drogę czy powołanie. O ile każdy je ma.

Póki co, nigdy nie udało mi się znaleźć pracy w wyuczonym zawodzie. Ale może też nigdy tak napradę o to nie zabiegałam.  Dlatego to, co studiowałam ma dzisiaj  zero przełożenia na moje obecne życie zawodowe. 

Z wykształcenia jestem inżynierem chemikiem, a pracuję w turystyce.

Z jednej strony nigdy nie udało mi się wyjść poza prace: kasjerki, recepcjonistki czy sprzątaczki. Ale z drugiej strony cały czas mam podświadome przeczucie, że w ten sposób zbieram potrzebne mi do czegoś dalej doświadczenie.  Nikogo (prócz siebie samej) nie chcę za to winić. Dzisiaje wcale nie uważam, że na pewnym strategicznym etapie życia nie potrafiłam podjąć dobrych decyzji. Podjęłam takie, jakie mogłam na danym etapie życia. Ale przede wszystkim chciałam być mamą. A to wymaga pewnych wyrzeczeń. Nawet jeżeli moje życie zawodowe z pozoru stoi w miejscu, w pewnym sensie czuję się spełniona. Choć przypuszczam, że nie byłoby to możliwe, gdybym nie miała dowartościowującej mnie odskoczni w postaci blogowania.

Niemniej z  perspektywy czasu (i własnych doświadczeń (choć w pierwotnej wersji tego wpisu, napisałam: błędów) myślę, że:

Warto studiować to, co się lubi. Bardziej niż to, co „przezornie” doradzają nam inni.

Nawet jeżeli według bliskich nam osób…. dany zawód nie ma przyszłości. Jeżeli mimo wszystko czujemy do niego powołanie … Dlaczego nie mielibyśmy dać sobie tej szansy? Przecież świat należy do odważnych. Tzn takich, którzy nie boją się swoich marzeń. Nie boją się ich urzeczywistniać. Ryzyko jest nieuniknione. Ryzyko jest wpisane w sukces. A może nie rysyko, tylko wychodzenie ze swojej strefy komfortu, przełamywanie swoich oporów, otwarcie się na nowe doświadczenia. To warunek rozwoju.
Jak najbardziej można być bardzo szczęśliwym wykonując niewdzięczną pracę (za niewielkie pieniądze. Jak również można być dogłębnie nieszczęśliwym robiąc coś bardzo dochodowego i prestiżowego. Jeżeli czujemy, że to nie jest to. I to nieważne ile nam za to płacą. Bo akurat szczęścia nie można kupić za pieniądze. Szczęście tworzą zupełnie inne rzeczy.

Wybierając studia warto mieć wizję tego, co chcemy  w życiu docelowo robić.

Warto zastatnowić się, jak wybrane (czy wymarzone) studia mogą nas tam zaprowadzić.

Niestety nie każdy jasno wie, co jest jego powołaniem. Ale wtedy pozostaje szukać.

Temu, czasami mogą służyć pewne choćby i nietrafione doświadczenia. Rozeznaniu i lepszemu poznaniu samego siebie. Z drugiej strony łatwo wpaść w pułapkę: wiem, że ta droga, te studia są nie dla mnie. A jednak nie chcę stracić raz włożonego w nie czasu. Więc dalej trwam na tej drodze. Po co? Wtedy jeszcze trudniej będzie nam nadrobić stracony czas.  A jeszcze gorzej, może przeżyjemy całe życie w poczuciu frustracji i niespełnienia. A to ma już posmak zmarnowanego życia.

A jednak. Nie powinniśmy być wobec siebie zbyt wymagający.

Każde doświadczenie czegoś nas uczy.

A  te nietrafione często najmocniej pomagają nam wzrastać. O ile, jak to mówi stare przysłowie: jeżeli upadniesz, nie podnoś się z pustymi rękoma.
Dlatego moim zdaniem, z perspektywy moich doświadczeń, jeżeli młody człowiek zaraz po maturze nie wie, co chce w życiu robić, dlaczego nie miałby dać sobie czas do namysłu.

Na Zachodzie wiele osób (przed studiami lub w trakcie) decyduje się na roczną przerwę. Tu chodzi o zdobycie nowych doświadczeń (zawodowych, podróżniczych –  podróże też kształcą). Albo zweryfikowania wymarzonego projektu. A tak to jest, że jak człowiek przez jakiś czas w pocie czoła będzie zasuwał w prawdziwej robocie, chętniej wróci na szkolną ławkę. I może dopiero doceni ten luksu, jakim jest możliwość dokształcania się.

W czasie studiów warto zdobywać doświadczenie zawodowe.

Nie samym zakuwaniem żyje student. Książkowa wiedza jest dobra dla zdobycia papierku. Ale często realne życie wymaga od nas czegoś więcej.
Dlatego warto otworzyć się na nowe możliwości i doświadczenia.

Ale wtedy, jeżeli są zgodne z wizją tego, co dalej chcemy robić. Widziałam zbyt wielu młodych ludzi, którzy na czas studiów łapali pierwszą lepszą pracę. Potem zostawali w niej na całe życie. Tyle, że lata mijały. A ich nie odpuszczało poczucie frustracji i niespełnienia…  A przecież … wymarzono praca sama nas nie znajdzie. Trzeba jej poszukać.

Tutaj pewnie wypada, bym napisała coś o sobie. Epizodów studiujących miałam w życiu  – dwa.

Pierwszy jak większość ludzi zaraz po ogólniaku. Kiedy byłam totalnie … zielona. Zero pomysłu na to, co chcę robić w życiu. Zero pojęcia o realnym życiu. Nieśmiało marzyłam o studiowaniu nauk politycznych. Ale to wydawało się mojemu otoczeniu wysoce niepraktyczne. Za praktycznymi poradami wybrałam pragmatyczne (z pozoru, ale tylko z pozoru) studia: chemię (dokładnie inżynieria chemiczna … pani inżynier, przecież to gwarantuje przyszłość…  A jeszcze to jest rodzinna tradycja: ciocia, wujek, kolejna ciocia rzepracowali całe życie w chemii. Moje rodzinne miasto chemią stoi. Studia skończyłam. Ale w wyuczonym zawodzie nie przepracowałam ani jednego dnia. Jak przekonać potencjalnego pracodawcę, że chce się coś robić, gdy samemu się w to nie wierzy? A jeszcze jeżeli do tego jestem kompulsywnym chemikiem – antychemikiem. Im mniej chemii, tym lepiej. Po prostu przechlapane.

Mój drugi epizod studiujący miał miejsce na emigracji. Studia były dla mnie tutaj koniecznością dla zdobycia karty pobytu (studenckiej) z prawem do pracy na marne pół etatu (przypominam, że we Francji mamy prawo pracować legalnie dopiero od 2008 roku). Studiowałam wtedy z małymi dziećmi pod pachą, czy przy piersi (dosłownie). Co  w sumie jest dość karkołomne. Ale w pewnym wieku, nawet się tej karkołomności nie zauważa.

Ale o dziwo, wtedy studiowałam z pasją (język rosyjski i białoruski). Ale za to totalnie bez wizji czemu te studia mają służyć. Prócz zdobycia tego wymarzonego sezamu: karty pobytu z pozwoleniem na pracę.

Dlaczego wyciągnęłam z blogowych zakamarków ten post?

Ponownie mam nadzieję, że uda mi się Was wciągnąć do dyskusji na temat tego, jaka była Wasza droga życiowa. Na ile wybór kierunku studiów wpłynął na to, jak dalej potoczyły się Wasze losy? Czy żałujecie tamtego wyboru, jakby nie było poplątane, czy karkołomne w Waszym przypadku odnajdywanie własnej ścieżki kariery….

Po drugie, tamten oryginalny post miał bardzo pesymistyczny wydźwięk. Dzisiaj patrzę na swoje wcześniejsze wybory z większym dystansem. I z przekonaniem, że nic nie idzie na marne. Wszystko, czego kiedyś tam się nauczymy, w jakimś, czasami najmniej spodziewanym momencie zaprocentuje. Choć … No właśnie resztę dopowiedzcie sami, a może jeżeli macie ochotę podzielcie się Waszym doświadczeniem.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Enregistrer

Enregistrer

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Przez lata zmagałam się z chronicznymi problemami z gardłem, do momentu, kiedy odstawiłam produkty mleczne. Dzisiaj, uważam, że można mieć zrównoważoną dietę – eliminując z niej produkty mleczne i mączne. A dieta bezglutenowa – bezmleczna jest najlepszą dietą odchudzającą. Wszystko jest kwestią wyrobienia w sobie dobrych nawyków…. Przez lata wierzyłam, że jestem totalnym beztalenciem sportowym, aż zaczęłam się ruszać. Wierzę w uzdrowicielską moc glinki zielonej. Jestem niepoprawną miłośniczką zielonych smoothie.

Dołącz do rozmowy

17 komentarzy

  1. Studia to temat rzeka, w szkole podstawowej wmawiano mi, że są przepustka do lepszego życia. Ale tak nie jest. Tak naprawdę liczy się spryt, znajomości i odrobina szczęścia. To fakt, kiedy zaczynałam studia, moje piec lat miało trwać wiecznie, ale kiedy wieczność się skończyła i trzeba było zacząć szukać pracy wysyłając CV na wszystkie możliwe stanowiska, okazało się, że w sklepie ciebie nie chcą, bo przypuszczają, że skoro skończyłeś studia to szybko uciekniesz z proponowanego stanowiska. W szkole ciebie nie chcą bo nie masz doświadczenia, kiedy je zdobędziesz tez ciebie nie chcę, bo wolą przyjąć kogoś po znajomości. I tak kręci się ten młynek zwany życiem. Ale mimo wszystko trzeba z nadzieją patrzeć w przyszłość. Pozdrawiam

  2. To prawie tak jak u mnie:))) Za namową rodziców poszłam na finanse i bankowość, których notabene nie skończyłam. W zawodzie przepracowałam 3 lata i z hukiem wyleciałam bo zachciało mi się drugiego dziecka a na moje miejsce czekała córka kogoś ważnego. Później była praca w firmie mamy jako kelner, sprzedawca i właściciel własnego sklepu. Teraz pracuję w sklepie medycznym . A chciałam iść na bibliotekoznawstwo lub psychologię. Mamie nie podobała sie bibliotekarka a mnie wystraszyła ilość kandydatów na miejsce na psychologię. Inną kwestią jest to , że tak naprawdę nie miałam na siebie pomysłu:) Moim dzieciom od małego wpajam zasadę- znajdź sobie w życiu pasję i sie tego trzymaj. Córka od zawsze chciała byc weterynarzem i konsekwentnie od lat do tego zmierza. Syn ma niestety tak jak ja wiele pomysłów ale nic sprecyzowanego. Pożyjemy, zobaczymy.
    Wzór na kwadraty wybrałaś bardzo fajny a kolory fajnie ze sobą zgrane. Sama lubię robić te kwadraciki co przypomina mi o mojej kropce. Serdecznosci.

  3. Teraz się studiuje tak gdzie Ciebie wezmą, chyba, że jest się prymusem. Z wyborem studiów jest tak, że nauka miła, a praca potem do bani. Oczywiście nie jest to reguła. Kiedy się mówi, że się jest po europeistyce. pytają co to takiego. 😉 Absolwentka tegoż kierunku jest sekretartką, księgową, grafikiem komputerowym i w porywach sprzątaczką. 😉

  4. Rozpędziłam się tak, że nie skomentowałam clou wpisu. Rosję w reportażu bardzo lubię, nie wiem, czy przebrnęłabym przez taką całkiem “techniczną”. Kwadraty rewelacyjne, chyba rozejrzę się za książką, bo od “technicznych” szydełkowych nie stronię.

  5. Chcesz wynurzeń – proszę bardzo… 🙂
    Urodziłam się w rodzinie, w której nikt przede mną nie dorobił się dyplomu uczelni wyższej, większość kończyła wykształcenie na maturze, lub dwuletnim studium tuż po. Chcąc iść do wymarzonego – wtedy, LO, musiałam stoczyć walkę z rodziną. Ale udało się, poszłam na wymarzone studia, i gdyby nie determinacja i wsparcie mojej mamy – pewnie bym ich nie skończyła.
    Wśród znajomych z uczelni byli tacy, którzy mieli plan na życie rozpisany co do dnia, jaki kierunek, jakie praktyki, by dostać pracę w wymarzonej firmie. Przerażało mnie to, ale z drugiej strony imponowało. Teraz jak na to spojrzę z dystansu i z miejsca w którym jestem, wydaje mi się, że planowanie i kurczowe trzymanie się punktów w realizacji planu bywa … śmieszne, bo koniec końców i tak nie wiemy jak nam się życie ułoży i gdzie nas poniesie 🙂 Prawdą jest, że jeśli już studiować, to tylko kierunek z pasją, coś co nas naprawdę pochłonie, ponieważ sama uczelnia, przedmioty, ludzie na niej – a to przecież bardzo ważny aspekt studiowania, to jak się czujemy na uczelni wśród kolegów, może nas rozczarować, i jeśli tak się stanie, to pasja nas na tej uczelni zatrzyma.
    Trochę odpowiadając na komentarz Monotemy, sprzątaczką czy kelnerką można być też po medycynie, czy prawie.. życie nas zmusza czasem do różnych wyborów, a żyć za coś trzeba, i pracę innych szanować chyba powinniśmy. Po filozofii można kierować firmą techniczną, a po psychologii sprzedawać za ladą.. i nie ma w tym chyba niczego dziwnego. Ot, życie. Teraz Europeistyka nas “śmieszy” bo nie wiadomo co to, kiedyś pewnie podobnie mówiło się o psychologii – bo to przecież szarlatany, nie mające wiele wspólnego z medycyną, filozofowie robiący eksperymenty. A teraz? ile jest osób na miejsce na psychologię?
    🙂

  6. ciekawy temat do przemyśleń… studia… ja wybrałam je w pełni świadomie, choc zszokowałm nimi wszystkich. Podobnie jak wyborem szkoły średniej wcześniej. bo jak to tak, że wybrałam technikum, a nie liceum, skoro miałam wstęp bez egzaminów, ggdziekolwiek bym chciała:) – technikum uważane było duzo poniżej moich możliwości. a potem, po maturze, na studia ogrodnicze na SGGW(przynajmniej uczelnia tego typu najlepsza w PL, pocieszali się wszyscy). a ja kochałam to i nie żałowałam ani techn. ogrodn. ani SGGW. Pchała mnie pasja i poszłam za nią. I co z tego teraz mam? Nic. Czy żałuję? Mogłam być informatykiem, jakimś naukowcem może… tylko co warte byłoby to moje życie bez pasji, jak wyglądałyby studia? Czy byłabym szczęśliwa?
    Nie zastanawiam się nad tym, bo tamte drzwi juz sa zamknięte, nie moge przez nie przejśc i jeszcze raz dokonać wyboru. Ale jeszcze raz powtarzam, nie ma co żałować tego, co spotkało nas w życiu, bo tylko dzięki temu jesteśmy tacy, jacy jesteśmy! Tego staram się trzymac w teraźniejszości.

    Piękne kwadraty Ci wychodzą. i czy się nie mylę: to ta wrzosowa włóczka, na którą nie miałaś pomysłu?

    Anka

  7. Ja wybrałam studia sama, bez żadnych nacisków. Kierunek, o którym w zasadzie zawsze marzyłam (no może nie zawsze, ale od gimnazjum na pewno). Historię. I to nie nauczycielską, po której ma się “fach w ręku”, tylko historię, historię, ze specjalizacją archiwalną. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że to było najwspanialsze 5 lat mojego życia (dotychczasowego, bo nie wiadomo, co przede mną ;)). Poznałam wielu wspaniałych ludzi, nie tylko studentów, ale też prowadzących, ludzi z pasją, ale również takich, którzy się zasiedzieli na swoich stołkach. Przeczytałam wiele inspirujących książek, poznałam wiele nowych idei, o których nie miałam pojęcia. Dzięki studiom pojechałam do Czech, w ramach Erasmusa, co jak do tej pory było chyba największą przygodą w moim życiu.
    Na studiach często nas zapewniano, że jako historycy możemy pracować, gdzie chcemy, bo dostajemy naprawdę wszechstronne wykształcenie. I faktycznie, coś w tym jest, bo moi znajomi pracują niemal wszędzie. Ale nie z wyboru, często z musu. Z resztą podobnie jak ja. Przez ponad rok pracowałam na 1/4 etatu w zawodzie, teraz na pełen etat w korporacji. I strasznie się z tym męczę. Pieniądze jakieś tam są, ale satysfakcji nie ma. Zawsze sądziłam, że po studiach będę pracować umysłowo, twórczo, naukowo. A na razie głównie się odmóżdżam odwalając papierkową robotę. Ale jestem młoda, ciągle liczę na to, że znajdę pracę marzeń. Albo zrobię doktorat…

  8. Studia… ja zawsze marzyłam o medycynie, ale jakoś nie wierzyłam, że to jest w zasięgu… kilka miesięcy przed maturą trzeba było podjąć decyzję i wtedy kierując się bardzo głupim z perspektywy czasu powodem, zrezygnowałam ze startowania nawet, bo AM wiązała się z wyjazdem z rodzinnego miasta – wybrałam weterynarię i całe studia żałowałam, że nie dałam sobie szansy, bo to jak najbardziej było w zasięgu. Studiowałam z małym dzieckiem… skończyłam z dobrym wynikiem… i tez nie przepracowałam ani jednego dnia w zawodzie. Ale mam fajną pracę – za niefajną kasę – i zgadzam się, że to jest lepsza opcja niż kasa ponad wszystko.
    A teraz uczę się języków – bo to fajna nauka i przydać się może w każdej chwili 🙂
    A lada moment mój syn i pewnie ja staniemy przed pytaniem, co dalej dla niego…

    Kwadraty są super – ja też mam woreczek z resztkami na te kwadraty – nawet w miarę posegregowane tematycznie 😉 ale kiedy to dojdzie do realizacji… ech

  9. Wiem coś o życiu na emigracji, ponad 7 lat w Anglii.
    Studia skończyłam takie jakie chciałam bibliotekoznawstwo, choć moja mama nauczycielka nauczania początkowego bardzo chciała żebym poszła w jej ślady, ja jednak twierdziłam,że nie nadaję się być nauczycielką.Następnego dnia po obronie wyjechałam do Anglii i z magisterką sprzątałam i różne tam. Było mi ciężko nie powiem,gdy weszliśmy do Unii udało mi się znaleźć pracę w bibliotece, której dyrektorką była babka ze Sri lanki i myślę, że to przeważyło. I tak studia, z których wszyscy się śmiali i uważali,że na nic mi, przydały się. I w sumie po powrocie do Polski po urodzeniu dzieci tez wróciłam do zawodu.Ciężko było bo nikt (kobiety dyrektorki) nie chciały mnie przyjąć bo małe dzieci, po nie znam programu komputerowego, za śmieszną wypłatę wielkie wymagania.Dopiero mężczyzna dyrektor dał mi szansę i jestem mu za to wdzięczna, pracuję w zawodzie. Uważam,że trzeba studiować to co się lubi, życie samo napisze scenariusz, dużo zależy od szczęścia i ludzi których spotkasz po drodze.

  10. W październiku ubiegłego roku ukończyłam informatykę na politechnice. Z własnego wyboru związanego z zainteresowaniami. Aktualnie zasilam szeregi bezrobotnych. Część znajomych ze studiów pracuje, część nie. Zgadam się z tym co napisała Iwona: “liczy się spryt, znajomości i odrobina szczęścia”. Istotne jest też miejsce zamieszkania, mieszkam w rejonie o bardzo dużym bezrobociu. Nie ma tu perspektyw. Trzeba być gotowym na przeniesienie się za pracą w inną część kraju. Ale żeby nie brzmieć pesymistycznie, jestem cały czas dobrej myśli :). Robótki pomagają się odstresować. Putin straszy z okładki :D. Pozdrawiam.

  11. Cóż mogę napisać… Studiów nie skończyłam, bo wyszłam za mąż i przeniosłam się na drugi koniec Polski. Później na świat przyszedł syn, a potem stwierdziłam, że tak w sumie nie wiem, co bym chciała studiować.
    Do kwadratów mam mieszane uczucia: z jednej strony kiedyś mi się podobały, z drugiej za dużo w sieci widzę pstrokatych koszmarów robionych w ten sposób.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Exit mobile version