Najprostsza sałatka z czerwonej fasoli. Przepis

najprostsza sałatka z czerwonej fasoli

A ja przychodzę z takim prostym pomysłem na kolację, czy nawet na obiad – BEZGLUTENOWO BEZMLECZNY.

Czyli sałatka z czerwonej fasoli.

Zestawiłam to z ryżem. Ale można zjeść osobno.

Do sałatki wkroiłam:

  • pomidory, zielone oliwki (wypestkowane),
  • fioletową cebulkę – ta podobno zawiera najwięcej przeciwutleniaczy,
  • liście jarmużu,
  • dorzuciłam jeszcze jajeczko.

Ale w zasadzie w wersji wegetariańskiej bez jajeczka też jest dobrze.

Ale cały sekret tkwi w tym, by dobrze to doprawić do smaku np sosem winegret.

Albo tradycyjnie solą i pieprzem.

I gotowe. Smacznego.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 

Sałatka z ciecierzycy.

 

Bo jestem niepoprawną miłośniczką wszelkiej maści sałatek warzywnych.

Tym razem sałatka z ciecierzycy:

warzywo, które bardzo lubię moje dzieci.

Właśnie tak sobie myślę, że w sałatce w zasadzie można upchnąć wszystko i wszystko gładko da się przełknąć – wmieszane w sałatkę.

Dlatego np taka ciekawostka lingwistyczna: Francuzi mają takie fajne powiedzenie: „raconter des salades” – opowiadać sałatki, w znaczeniu: wciskać komuś kit, opowiadać niestworzone historie.

Bo wmieszane w sałatce łatwiej je przełknąć. Szczególnie w takiej z francuska, polanej sosem winegret, czy chociażby po staropolsku doprawionej do smaku: pieprzem i solą.

Na taką sałatkę patrzymy całościowo, tzn nie koncentrujemy się na drobiazgach, tylko doceniamy jej całokształt.

Przyznam się, że jako dziecko i nawet później jako nastolatka łykałam nielubiane przez siebie pomidory, tylko wtedy, jeżeli moja mama podsuwała mi je w sałatce. Wtedy, jakoś tak przesiąknięte aromatem innych warzyw, nabierały innego smaku. A moja mama wytrwale zachęcała mnie do pomidorów: dowód na to, że cierpliwość w zakresie edukacji smaku – popłaca.

Dzisiaj lubię pomidory.

Ale miałam długi okres adaptacji i akceptacji tego warzywa. Dlatego myślę, że do wszystkiego trzeba dorosnąć. Na wszystko przychodzi czas: sama na przykład w taki sposób “dorosłam” do pomidorów.

Dzisiaj jestem mamą nastoletniego syna, który uwielbia surowe warzywa. Ale nie znosi pomidorów (co innego w zupie pomidorowej, bo tej nie da się przecież nie lubić?).

Niemniej mój syn nie tknie surowych pomidorów. Nie wiem, czy to ich konsystencja, czy aspekt wizualny, wprawia go w obrzydzenie i nie chce dać się do nich przekonać. No, ale ja myślę sobie: że póki co.

A tymczasem podrzucam pomysł na prostą sałatkę z ciecierzycy:

na winie (co się do niej nawinie, jest dobre). Czyli:

  • tytułowa ciecierzyca, zamaczamy ją na noc w wodzie, a następnie gotujemy w sporej objętości wody, aż jej ziarna zmiękną. Do tego (po ich ostudzeniu) wkrajamy:
  • pomidorki,
  • cebulkę,
  • oliwki,
  • pietruszkę,
  • plasterki rzodkiewki i
  • marchewki.

Nie może się nie udać. Choć cały sekret tkwi w smakowitym doprawieniu jej do smaku.

Powodzenia.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 

 

Raw food. Czy raw food stanie się sposobem odżywiania przyszłości?

Raw Food

Czy raw food stanie się sposobem odżywiania przyszłości? Czy raw food oznacza przejście na wegetarianizm? A jeżeli nie trawię surowej żywności? To raczej kwestia przygotowania organizmu i powrotu do tego, do czego ten został stworzony… Bo jeżeli masz trudności z trawieniem, to może właśnie tymbardziej rozwiązaniem okaże się raw food.

Bo coraz bardziej staję się adeptką raw food. I coraz bardziej też wyczuwalna staje się moda na raw food.

Co to jest raw food?

Czyli świeża, surowa żywność. Najlepiej ekologiczna i w zgodzie z rytmem natury. Koktajle warzywne, soki owocowe (bez włókien roślinnych, dla tych, których jelita jeszcze nie są na nie gotowe), przygotowywane za pomocą wyciskarki, albo jak najbardziej z włóknami roślinnymi (jak np w owocowo-warzywnych smoothie przygotowywane w blenderze). Do tego kiełki, algi, spirulina. A nawet ostatnio coraz modniejsza surowa czekolada. Hit sezony. A do tego jeszcze wszelkiej maści orzechy, migdały. Do podjadania, do podgryzania, do przegryzania, gdy czujemy, że dopada nas głód. Zamiast słodkiego marsa, czy innej niecnej przyjemności.

Raw food. Tu wcale nie chodzi o to, by od zaraz, od dziś, na maksa, tylko i wyłącznie przestawić się na raw food. Co nagle to po diable.

Tylko robić to powoli, w swoim rytmnie, nie paląc za sobą mostów. Czy jak to mówią Francuzi: nie paląc etapów.
Tu chodzi o stopniowe wprowadzanie do naszej codziennej diety żywności jak najmniej obrobionej, jak najmniej podgotowanej, podsmażonej, czy w ogóle poddanej tego typu obróbce. Jedzenie jej taką, jaką dała nam ją natura.
Bo smażąc, czy grilując żywność, pozbawiamy ją wszystkiego wielu wartościowych składników. Pozbawiamy ją jej witalności. Za to wzbogacamy owszem w ponętny zapach grilowania. Ale też o substancje toksyczne, które są jego skutkiem…. ubocznym.

Już więcej nie gotuję.

Przedstawiam się na raw food. Przynajmniej teraz latem.

W sumie trudno mi w to uwierzyć. Bo jeszcze kilka lat temu byłam przekonana, że nie jestem w stanie strawić raw food…. w nadmiarze. Tak, ja też byłam dotknięta tym syndromem. A jednak… Okazuje się że to kwestia czasu i stopniowego przygotowania się, przestawienia się na nowy sposób odżywiania.

Tu każdy organizm będzie miał inny rytm tego przedstawiania się na nowe.

Bo w momencie, kiedy zaczynamy jeść coś zupełnie innego, nasza flora bakteryjna musi się do tego dopasować. Przechodzi gruntowne przetasowanie. Chodzi o to, by nasz organizm mógł jak najlepiej przyswoić i przetrawić to, co jemu serwujemy.

Dlatego​ czasami paradoksalnie może wydawać się, że nie służy nam to, do jedzenia czego nasz organizm został zaprogramowany. Raw food…. Tymczasem już nasz praszczur, człowiek jaskiniowy żywił się właśnie w sposób. I tylko w ten sposób. Zanim “oswoił” ogień.

Ale jeżeli przez lata serwowaliśmy naszemu organizmowi co innego. Nasz organizm się do tego po prostu przyzwyczaił. Nie miał wyboru. Zwerbował inną florę bakteryjną i z nią ruszył w drogę.

Trawienie to pracochłonny proces, przeprowadzany przez mikroorganizmy które zasiedlają nasz organizm: bakterie, grzyby, drożdże, żyjące z nami w symbiozie. Żyjące w naszych jelitach, wyścielające nasz układ pokarmowy. Te mikroorganizmy, czyli nasza flora bakteryjna jest wypadkową, rezultatem, bezpośrednim skutkiem tego, co jemy.
W zależności od tego, co jemy, od stosowanej przez nas diety, nasz organizm będą zasiedlać dostosowane do niej mikroorganizmy. Kiedy przedstawiamy się na inny sposób odżywiania – wymaga to dopasowania, a więc w tym wypadku wymiany naszej flory bakteryjnej.

Jeżeli zbyt gwałtownie, może zbyt ambitnie, z biegu, od ręki chcemy przedstawić się na raw food, może okazać się, że serwujemy naszemu organizmowi pokarmy, z którymi jeszcze nie potrafi sobie poradzić. Wtedy przekonujemy się na sobie o prawdziwości powiedzenia: że co nagle to po diable.

[Tweet ” Health is a process, you improve daily, not in a day.”]

Zdrowie to proces, nad którym pracuje się codziennie.

Jako totalny antytalent kulinarny uwielbiam jeść i przygotowywać raw food.

Coraz mniej gotuję. A jednak z coraz większą przyjemnością spędzam czas w kuchni. Wcale nie mam z tego powodu poczucia winy, że nie gotuję.

Może i kłóci się to z wpajanym nam od dziecka przekonaniem, że trzeba sobie zapracować na to, żeby mieć co do garnka włożyć. A żeby dopełnić tej pracy to, na co sobie zapracujemy trzeba włożyć do garnka i pracowicie w nim rozgotować….

Tymczasem człowiek jest jednym stworzeniem żywym na ziemi, które cokolwiek gotuje. Koń, by się uśmiał. Nie tylko koń, lew też. Zwierząta instynktownie wiedzą, co jest dla nich najlepsze. Do czego zostały stworzone. Do raw food.
Jak najmniej obrobiona, jak najmniej zniszczona tą obróbką żywność, zawiera w sobie najwięcej witamin, soli mineralnych. Jednym słowem życia i witalności.

Dlaczego mielibyśmy szukać ich i uzupełniać ich niedobory gdzie indziej? W syntetycznych pigułkach zastępczych, bo producent usilnie przeknonuje nas, że to samo zdrowie…. w pigułce.

Pigułki osobiście bardziej kojarzą się z chorobą…. Cokolwiek było by napisane na opakowaniu, czy człowiek naprawdę jest w stanie skopiować naturę, czy substancje występujące w naturze… Czy będzie to raczej gorsza podróbka tego, co natura daje nam za darmo.

Dlaczego raw food?

Otóż ostatnio zdałam sobie sprawę z takiej fajnej ciekawostki lingwistycznej. Która w pewnym sensie dużo mówi i wyjaśnia nasz rodzimy sposób odżywiania się.

Bo u nas, jak mówimy o gotowaniu obiadu, to nierozłącznie używamy słowa: gotować. Jak obiad, to gotowanie.
Może i jest to dowód na to, czy oznaka tego, że należymy do krajów północy. Bo po angielsku podobnie też mówimy to cook, cooking, czyli gotowanie, gotowanie i gotowanie.

Ale jak zjedziemy palcem po mapie bardziej na południe, Francuzi już nie mówią gotować. Tzn mówią gotować, ale to oznacza to tylko i wyłącznie gotowanie, a nie przygotowywanie obiadu.

Faire la cuisine. To połączenie słowa faire – robić i la cuisine – kuchnia, robić coś w kuchni. Ale niekoniecznie to gotować.
Bo w południowej kuchni posiłek jak najbardziej może stanowić puszysta sałatka, starta marchewka, awokado, czy lekko gorzkawy w smaku grejfrut jako tzw. entrée, czyli przystawka, czy raczej przedstawka, do rozbudzenia apetytu na początku posiłku…

No dobra, w kuchni francuskiej jak grejfrut, czy awokado, to w połączeniu z krewetkami, a melon typowo w połączeniu z szynką. C’est comme ça. Ale i tak można się rozmarzyć…

A jeszcze taka kopiasta sałatka: z wkrojonym w nią ogórkiem, pomidorkiem, startą marchewką, oliwkami, kukurydzą plus jakieś jajeczko, czy kawałek mięsa – jak najbardziej może zastąpić obiad, czy może inaczej: sama w sobie jest obiadem. I znowu rozmarzyłam się….

Dlaczego raw food, czyli jak najwięcej surowej żywności.

Bo przede wszystkim taka żywność, jak najmniej przetworzona, a więc jak najbardziej bogata w witaminy i enzymy, wymaga mniej energii na jej trawienie.

Co pozwala zaoszczędzić sporo energii na inne cele. Ta energia może zostać użyta np w procesie regeneracji naszego organizmu.

Czy żywność raw food stanie się pokarmem przyszłości?

To chyba nie zaszkodziło by ani naszemu zdrowiu, ani naszej planecie. Dla tego typu żywności zostaliśmy stworzeni.
Tyle że w tzw międzyczasie daliśmy zbałamucić się różnym udogodnieniom i przede wszystkim fast foodom. Ale teraz równolegle obserwuje się odmienny trend… RAW FOOD. Te koktajlowe owocowo warzywne, które podbijają media społecznościowe.

Czy raw food leczy?

Nie, tu może Was rozczaruję. Ale nie o to tu chodzi. Surowa, nieobrobiona, czy jak najmniej przetworzona żywność dostarcza naszemu organizmowi maksimum życiodajnych składników i max witalności. Niezbędnych dla naszego zdrowia.

A jeszcze surowa żywność dostarcza naszemu organizmowi wodę dobrej jakości. No i przede wszystkim odżywia go.
W przeciwieństwie do sporej części przetworzonej żywności, która tylko daje nam uczucie sytości. Zapycha nas. Jest tylko takim balastem.

Za to surowa żywność zawiera nienaruszone obróbką składniki odżywcze. Do tego surowa żywność odkwasza. Bo większość warzyw i owoców działa alkalizująco, zawiera zasady. W przeciwieństwie do współczesnej bardzo mocno przetworzonej żywności, która generalnie zakwasza nasz organizm.

Czy raw food oznacza przejście na wegetarianizm?

Bo nasz układ pokarmowy pod względem swojej konstrukcji i funkcjonowania jest bliski temu u małpy. Bez urazy. Dlatego warto poszukując najlepszego dla siebie sposobu odżywiania, dla którego zostaliśmy stworzeni, czy który został dla nas stworzony – spojrzeć na małpę.

Małpy są niepoprawnymi miłośniczkami owoców. Ten stereotyp małpy i nieodłącznego banana. Do tego małpy podjadają różne orzeszki i ziarenka. A czasami, jak się zdarzy – bo np przypełzło – coś mięsnego. Jak w tym kawale z rozkosznym bobaskiem, który zajada się czymś ze smakiem. Soczystą dżdżownicą. Co jesz mięsko? A skąd masz? No, przypełzło

Podobnie człowiek według naturopatów mógłby żywić się w większości, tj. w 60 -85% surowymi warzywami i owocami, dorzucić do tego odrobinę ziaren (5%) i odrobinę białka (10%).

Co oznacza, że surowa żywność jest jak najbardziej dopasowana do naszego układu pokarmowego i naszego zdrowia. Ale wymaga pewnego czasu adaptacji i najlepiej uprzedniego odtrucia naszego organizmu. Przestawienia właściwej każdemu flory bakteryjnej na inne tory.

 

Nie trawię surowej żywności.

Bo taka krąży obiegowa opinia, że raw food podrażnia układ pokarmowy i że nie każdy jest w stanie to strawić i zasymilować.

Do tego niektórym osobom wydaje się, że ciepły posiłek to dopiero jest posiłek… A marchewki i inne sałaty to tylko zbędne przystawki dla snobów.

Jest jeszcze jedna pułapka w tym przestawianiu się na raw food. Wymaga to od nas rezygnacji z tych wszystkich niecnych przyjemności: żywności obrobionej, oczyszczonej, wzbogaconej o różne dodatki, wyostrzacze smaku, sól, cukier… Do których przyzwyczaił się i dopasował nasz metabolizm.

Bez tych wszystkich doraźnie podtrzymujących nas w formie napojów energetyzujących. Czasami dopiero odstawienie tych składników odsłania realne zmęczenie naszego organizmu. A wtedy możemy mieć wrażenie, że taka dieta nam nie służy.

Tymczasem…

Jeżeli masz trudności z trawieniem to może właśnie rozwiązaniem okaże się raw food.

Czy włączenie jak najwięcej surowej żywności do codziennej diety.

Bo o ile nasz organizm musi najpierw przyzwyczaić się do raw food, szczególnie nasze jelita… Zaadoptować do niej swoją florę bakteryjną.

O tyle raw food, czyli żywność nieobrobiona, nieprzetworzona naturalnie zawiera w sobie enzymy. Co ułatwia jej trawienie.

Stąd może to wrażenie, czy przekonanie, że sałata nie syci. Bo tak szybko ją trawimy. Ale teraz kiedy pracowicie gotujemy naszą żywność, już w temperaturze powyżej 45 stopni Celsjusza enzymy zawarte w żywności bezpowrotnie ulegają zniszczeniu.

Co oznacza, że żeby ją strawić, musimy oprzeć się tylko i wyłącznie na naszych własnych enzymach. Czyli czerpać z naszego indywidualnego kapitału enzymatycznego. A ten nie jest niewyczerpany….

Dlatego właśnie osoby, które mają problemy z trawieniem, ciężko trawią, powinny włączyć jak najwięcej surowej żywności do swojej codziennej diety.

Sama należę właśnie do takich osób. Odkąd staram się jeść jak najwięcej surowizny, mimo że wymagało to pewnego okresu rozruchu, zapomniałam że mam, zawsze miałam, od dziecka miałam problemy z trawieniem. Może to zainspiruje Was do spróbowania.

Jak przestawić się na raw food?

Bo na początku może okazać się, że nasze jelita jeszcze nie są do tego gotowe. Dlatego możemy zacząć od wyciskania samych soków z warzyw. Bo w ten sposób też dostarczamy naszemu organizmowi warzyw, a przynajmniej pewną dawkę świeżych warzyw. A oszczędzamy mu – na etapie adaptacji organizmu, na etapie przestawiania go na nowy sposób odżywiania się – oszczędzamy mu tych irytujących, podrażniających jelita włókien roślinnych, czyli błonnika.

W ten sposób bardziej łagodnie, bez zgrzytów przygotowujemy naszą florę bakteryjną (jelita) do nowego sposobu odżywiania się. Dajemy mu czas… Nie palimy za sobą mostów. A przynajmniej nie od razu.

Etapami…. Nie palić mostów. Co nagle, to po diable.

Co z tego, że chcemy od razu, od ręki, z biegu, najlepiej na wczoraj wziąć swoją dietę w swoje ręce. A jak już to robimy, to jak ze wszystkim, chcemy od razu mieć efekty. Co z tego, że chcemy, skoro nasz organizm tak od razu nie może. Potrzeba mu czasu.

Trzeba robić to etapami. I tu łatwiej jest zacząć od surowych owoców. Bo te zawierają włókna rozpuszczalne, które działają raczej łagodząco na jelita. W przeciwieństwie do surowych warzyw, które nieprzygoowanym i nieprzyzwyczajonym jelitom mogą sprawiać pewne trudności.

Tu w zależności od wyjściowego stanu naszych jelit, tego, do czego wcześniej je przyzywyczailiśmy, potrzeba nam więcej lub mniej czasu na ich adaptację.

Bo jeżeli wystartujemy zbyt ambitnie, przestawienie się na surową żywność może powodować w naszych jelitach: wzdęcia, gazy, fermentacje i biegunki.

Ale to wcale nie oznacza, że docelowo surowa żywność mi szkodzi.

To oznacza jedynie, że nasze jelita są póki co zbyt porowate, zupełnie nieprzygotowane do strawienia żywności, paradoksalnie dla której zostały stworzone.

Nasza flora bakteryjna dopasowuje się do naszego stylu życia. Ma na nią wpływ również nasze dziedzictwo… Odziedziczamy ją, jak i późniejsze nawyki żywieniowe od naszych przodków.

I tak np flora jelitowa mieszkańców Ameryki Południowej będzie inna od tej u Europejczyków. Tu z kolei swoje piętno odcisnęła także historia.

Jeżeli mój organizm, moje jelita źle reagują na zwiększoną dawkę raw food świadczy to jedynie o tym, że mój organizm jeszcze nie jest na nie gotowy. Nie w takiej dawce. Może nie w takiej kolejności. Może zacznijmy od surowych owoców, czy wyciskanych soków warzywnych (bez błonnika).

Potrzeba tu będzie trochę pracy nad sobą i stopniowego wyrabiania w sobie nawyków.

Powodzenia.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Bibliografia.

  • Było sobie raw food. Christophe Fender
  • Dobroczynny wpływ i ograniczenia raw food Thierry Cassasnovas
  • Przestawić się na raw food Justine Lamboley
Exit mobile version