Odebrano im prawo do życia, jeszcze zanim przyszli na świat.

Nie jesteśmy winni za całą niedolę świata. Ale też o niej nie zapominajmy.

Jakiś czas temu przeczytałam, że w Chinach żyje 13 milionów osób, które nie mają pozwolenia na życie. Dosłownie.

Bo pewnie wiecie, że w tym kraju wciąż obowiązuje polityka jednego dziecka. Ale jeżeli zdarzy się drugie? Jaki wybór mają jego biedni rodzice?

Niestety niewielki: aborcję lub zapłacenie państwu horrendarnie wysokiej (jak na tamtejsze warunki i nie tylko) kary. To około 40 000 euro. Co dla przeciętnego Chińczyka równa się 7-letniej pensji (bez wydawania na cokolwiek).

Jeżeli tej kary nie zapłacą, to ich dziecko po prostu nie istnieje: na papierze. Ale łatwo wyobrazić sobie, co to oznacza w kraju odgórnie kontrolowanym, o rozbudowanej administracji. Kraju, który mimo wprowadzenia gospodarki rynkowej, zachował starą (odziedziczoną po komunizmie) organizację państwa. Przyzwyczajenie jest po prostu drugą naturą.

Takie dziecko nie posiadające żadnego dokumentu tożsamości nigdy nie pójdzie do szkoły. Jako dorosły już człowiek nigdy nie będzie mógł podróżować pociągiem, czy chociażby nawet autobusem.

Jeżeli uda mu się znaleźć jakąś pracę, to oczywiście na czarno. I łatwo sobie wyobrazić za jaką pensję i w jakich warunkach (niewolniczych).

Odebrano im prawo do życia jeszcze zanim przyszli na świat.

Ale ten problem nie dotyczy pojedynczych osób, ale aż 13 milionów ludzi. Co może w skali chińskiego społeczeństwa niewiele znaczy. Ale przyrównajmy do naszych warunków: to 1/3 mieszkańców Polski.

Kto jest drugim, trzecim … dzieckiem w rodzinie? Kto ma więcej niż jedno dziecko? Wszystkie te osoby, poza odgórnie ustalonym pułapem nie miałyby tam racji bytu.

Dlatego…

Szukasz recepty na to, jak być szczęśliwym? Pomyśl o tym, co masz, a nie o tym, czego Ci brakuje.

Cieszmy się tym, co mamy. Cieszmy się zbliżającym Bożym Narodzeniem. Nie chcę przyćmić Waszych świąt tym smunym obrazkiem.

Nie jesteśmy winni za całą niedolę świata. Ale też o niej nie zapominajmy.

Pozdrawiam Was gorąco.

Beata

PS. A siedząc przy wigilijnym stole (i nie tylko), patrząc na puste miejsce pozostawione dla zabłąkanego przechodnia (czy podróżnika), warto pomyśleć o tych wszystkich: porzuconych, zapomnianych, pominiętych, żyjących na marginesie społeczeństwa, z przypadku, z nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, na skutek błędów młodości… I uświadomić sobie i docenić własne szczęście.

 

Jak być szczęśliwym? Najlepsze są proste pomysły i małe codzienne szczęście.

Nie darmo mowi się, że geniusz tkwi w prostocie.

  • Proste teksty czyta się najlepiej i najprzyjemniej.
  • łatwe melodie same wpadają w ucho. Mozart i Beatles mają przed sobą jeszcze długą karierę.
  • Jednym z najbardziej rozpoznawalnych logo na świecie jest zwyczajny haczyk.
  • Najwięcej radości dzieciom dają najprostsze zabawki. Mowi się, że szczęśliwe, kreatywne dzieci lepiej bawią się kolorowym opakowaniem od prezentu niż … samym prezentem.
  • Największą moc ma małe codzienne szczęście: dobre słowo, ciepły uśmiech, przyjacielski uścisk dłoni. Szóstka w totolotka czy bajkowe wesele, choć marzymy o nich przez całe życie, są źródłem ogromnego stresu.
  • Najlepsze dla zdrowia są proste dania ze świeżych, dobrych jakościowo produktów. Wystarczy posłuchać, co mówi Gordon Ramsay renomowany szef kuchni, który wyciąga niezbyt szczęśliwych restauratorów z trudnych sytuacji w popularnym programie “Koszmar w kuchni”. Marchewka czy jabłuszko schrupane ze smakiem,  sałatka warzywna doprawiona do smaku sosem winegret: proste, zdrowe i pełne życia. Dlaczego by się na nie nie skusić?

Czego chcieć więcej?

[Tweet “Po co komplikować sobie życie, skoro można zrobić prosto.”]

JEDNYM SŁOWEM: PROSTE POMYSŁY SĄ NAJLEPSZE.

Pozdrawiam prosto i sedrecznie.

Beata

 

Jak być szczęśliwym: Nie doceniasz siebie, sam kopiesz pod sobą dołki.

Kluczem do szczęścia i do zdrowia jest to, czy umiemy akceptować samego siebie.

Chcesz sprawdzić, jaki jest Twój stosunek do samego siebie, odpowiedź sobie szczerze na tych kilka pytań:

  • Co (kogo) widzisz patrząc w lustro?

Błyszczące radością życia oczy, głębokie spojrzenie czy zakompleksioną dziewczynę, dla której tragedią jest każdy najmniejszy pryszcz?

  • Ile spontanicznie potrafisz wymienić własnych wad, a ile zalet?

Czy to drugie przychodzi Ci z większą trudnością?

  • Czy często porównujesz się z innymi?

Przyzwyczaili nas do tego rodzice. Ciągle pytając jaką ocenę miał ten czy tamten w klasie? A dziś, prawda że zatruwa życie?

  • Czy bezustannie marzysz, by być kimś innym?

Tą wysmukłą dziewczyną z sąsiedztwa, którą zawsze stawiano Ci za wzór? Ale czy pamiętasz, że jest takie przykazanie, które mówi: „Nie pożądaj”.

A może wystarczy Ci bycie sobą? I nie wymieniłbyś się z nikim innym.

  • Czy dobrze czujesz się we własnym towarzystwie?
  • Czy śmiejesz się z własnego poczucia humoru, głowę masz pełną pomysłów i po prostu nie nudzisz się sam ze sobą?
  • Czy za każym razem zastanawiasz się, co pomyślą inni?

Choć jeżeli piszesz bloga, to ten etap masz za sobą.

Czy zdarza Ci się iść pod prąd? Czy masz odwagę myśleć inaczej (chociażby niż Twój szef, nawet jeżeli musisz to zachować dla siebie)?

Nieważne, co Ci wyszło: napisz miły list do samego siebie.

A w nim zawrzyj wszystkie Twoje choćby najmniejsze zalety i zaglądaj do niego wtedy, gdy dopada Cię chandra.

Dlaczego proponuję Ci to zrobić?

Nie doceniasz siebie, sam kopiesz pod sobą dołki.

Bo jeżeli nie doceniasz sam siebie, to własnoręcznie wymierzasz sobie bolesne ciosy. Sam kopiesz pod sobą dołki.

Porównujesz się do innych? Tracisz bezcenną energię życiową na życie w wyimaginowanym świecie. A po co Ci to?

Lepiej zaangażować się w rzeczywiste życie, uczynić je piękniejszym, lepszym, prawie wymarzonym. Jeżeli i tak nic nie możesz zmienić, to dlaczego nie skoncentrujesz się na tym, na co masz wpływ. Niemożliwe zostaw Bogu, a sam weź się za to co możliwe.

A jeżeli nie możesz oprzeć się pokusie porównywania się z innymi, to na pewno wiesz, że we wszystkim znajdzie się ktoś lepszy od Ciebie. Ale czy powinno to Cię tak demoralizować?

Ostatnio oglądam tyle cudownych blogów i wsiąkam w nie. Czasami zadaje sobie nawet pytanie: „Czyż nie lepiej byłoby pozostać tylko i wyłącznie czytelnikiem?”

Miało być optymistycznie. Ale puenta wyszła mi trochę zezowata. Zgonię na grypę, choć już prawie się z nią uporałam. Wybaczycie mi?

Pozdrawiam cieplutko

Beata

PS. Trzymajcie się ciepło, bo szaleje grypa. I nie zarywajcie nocy dla blogowania. Bo łatwiej Was dopadnie. Dlaczego o tym pisze? Mądry Polak po szkodzie. Niby od czego ta moja grypa?

Exit mobile version