Porozmawiajmy o studiach: Jak dobrze wybrać studia i zaplanować swoją karierę zawodową?

Jak znaleźć pomysł na siebie? Jak dobrze wybrać studia?

Bo to wcale nie jest takie łatwe. A przynajmniej nie dla każdego. Owszem są ludzie, dla których jest to oczywiste. Moja kuzynka od dziecka wiedziała, że chce być lekarzem. Dzisiaj rzeczywiście leczy ludzi. Ja z kolei od dziecka wiedziałam, że lekarzem nie będę. Nie mogę. Nie zniosłabym tego. Choć tymbardziej doceniam ludzi, którzy wykonują ten ciężki zawód. Chwała Bogu, że tacy ludzie są.

Ale też w pewnym sensie zazdrościłam mojej kuzynce, że ona tak jasno wie, czego chce. I w konkretny sposób potrafi zaplonować swoją ścieżkę kariery. Ale to staje się coraz trudniejsze. Szczególnie w tych galopująco zmieniających się czasach. Kiedy większość, czy przynajmniej sporo zawodów, które czekają na przyszłych maturzystów, zupełnie nie było znanych ich rodzicom. Dlatego tym bardziej ważne staje się pytanie: co wybrać, jak dobrze wybrać: przyszłościowo, strategicznie, w zgodzie z samym sobą.

Przyznam się, że ten wpis opublikowałam dokładnie 3 lata temu. Wtedy udało mi się skłonić kilka zaprzyjaźnionych blogerek do dość ożywionej dyskusji i wspominek…

Moja droga na dochodzenie, czy szukanie pomysłu na samą siebie była dość kręta.

3 lata temu, kiedy pisałam te słowa byłam na takim zakręcie, czy raczej rozstaju dróg. Kiedy nie bardzo wiedziałam, czego chcę i czułam się rozczarowana tym, co robiłam w życiu zawodowym. Dzisiaj patrzę na to trochę inaczej. Stwierdzam, że wszystkie doświadczenia życiowe, nawet te z pozoru nietrafione czemuś tam służą. Nawet jeżeli nie od razu potrafimy docenić ich wartość. Może są częścią jakiegoś większego planu. A może po prostu, kiedy takimi krętymi drogami dochodzimy do czegokolwie, bardziej to sobie cenimy. Na tym polega szczęście. Na wiecznym poszukiwaniu…

Niemniej przypominam fragmenty tego wpisu z nadzieją, że skłoni Was to do pewnym przemyśleń na temat Waszej drogi. A może uda mi się namówić Was do zwierzeń. Bo czasami, kiedy zaczynamy pisać, myśli prostują się kiedy przechodzą przez końcówki palców.

Temat wyboru studiów dotyczy wielu osób: mniej lub bardziej młodych: maturzystów, rodziców, dziadków. Tych przedostatnich i ostatnich – dla swoich pociech… Ale czasami również dla siebie samych. A czemu by nie? Każdemu (w każdym wieku) może zamarzyć się nowy start.  A co? Świat się zmienia. A życie podobno … zaczyna się dopiero po 40-stce.

Nie każdemu łatwo jest wybrać, czy znaleźć swoją drogę zawodową.

Tu na początek wybrać: kierunek studiów. A jeżeli nie studiów, to np przekwalifikowania się. Trudno się połapać w coraz to nowych możliwościach. Bo tyle jest możliwości, że niektórych wręcz to przytłacza. Zamiast z nich skorzystać, zamykają się na nie. A może w ten sposób marnują swoją szansę.

Ale dobra wiadomość. W dzisiejszych czasach to nic straconego. Właśnie dzięki nowym możliwościom, jakie otwiera przed nami internet, można to nadrobić, właściwie na każdym etapie życia. Alleluje.

Niemniej … w tak szybko zmieniającym się świecie nie zawsze łatwo jest dokonać dobrego wyboru: zarówno młodym ludziom. Zielonym, nieopierzonym żółtodziobom, bez doświadczenia zawodowego. Ciężko jest rozeznać się ich rodzicom. Bo świat  tak szybko idzie naprzód. Wiele osób po prostu nie nadąża.

Jeżeli pozwalam sobie na takie przemyślenia to nie dlatego, że jestem autorytetem w dziedzinie „orientacji zawodowej”. Wręcz przeciwnie: wszystkie moje edukacyjne wybory okazały się klapą. Trafione jak kulą w płot.  Choć nie tracę nadziei, że to, czego po drodze się nauczyłam, w jakiś tam okolicznościach życiowch jeszcze uda mi się wykorzystać. No i  wciąż mam nadzieję, że w końcu odnajdę swoją drogę czy powołanie. O ile każdy je ma.

Póki co, nigdy nie udało mi się znaleźć pracy w wyuczonym zawodzie. Ale może też nigdy tak napradę o to nie zabiegałam.  Dlatego to, co studiowałam ma dzisiaj  zero przełożenia na moje obecne życie zawodowe. 

Z wykształcenia jestem inżynierem chemikiem, a pracuję w turystyce.

Z jednej strony nigdy nie udało mi się wyjść poza prace: kasjerki, recepcjonistki czy sprzątaczki. Ale z drugiej strony cały czas mam podświadome przeczucie, że w ten sposób zbieram potrzebne mi do czegoś dalej doświadczenie.  Nikogo (prócz siebie samej) nie chcę za to winić. Dzisiaje wcale nie uważam, że na pewnym strategicznym etapie życia nie potrafiłam podjąć dobrych decyzji. Podjęłam takie, jakie mogłam na danym etapie życia. Ale przede wszystkim chciałam być mamą. A to wymaga pewnych wyrzeczeń. Nawet jeżeli moje życie zawodowe z pozoru stoi w miejscu, w pewnym sensie czuję się spełniona. Choć przypuszczam, że nie byłoby to możliwe, gdybym nie miała dowartościowującej mnie odskoczni w postaci blogowania.

Niemniej z  perspektywy czasu (i własnych doświadczeń (choć w pierwotnej wersji tego wpisu, napisałam: błędów) myślę, że:

Warto studiować to, co się lubi. Bardziej niż to, co „przezornie” doradzają nam inni.

Nawet jeżeli według bliskich nam osób…. dany zawód nie ma przyszłości. Jeżeli mimo wszystko czujemy do niego powołanie … Dlaczego nie mielibyśmy dać sobie tej szansy? Przecież świat należy do odważnych. Tzn takich, którzy nie boją się swoich marzeń. Nie boją się ich urzeczywistniać. Ryzyko jest nieuniknione. Ryzyko jest wpisane w sukces. A może nie rysyko, tylko wychodzenie ze swojej strefy komfortu, przełamywanie swoich oporów, otwarcie się na nowe doświadczenia. To warunek rozwoju.
Jak najbardziej można być bardzo szczęśliwym wykonując niewdzięczną pracę (za niewielkie pieniądze. Jak również można być dogłębnie nieszczęśliwym robiąc coś bardzo dochodowego i prestiżowego. Jeżeli czujemy, że to nie jest to. I to nieważne ile nam za to płacą. Bo akurat szczęścia nie można kupić za pieniądze. Szczęście tworzą zupełnie inne rzeczy.

Wybierając studia warto mieć wizję tego, co chcemy  w życiu docelowo robić.

Warto zastatnowić się, jak wybrane (czy wymarzone) studia mogą nas tam zaprowadzić.

Niestety nie każdy jasno wie, co jest jego powołaniem. Ale wtedy pozostaje szukać.

Temu, czasami mogą służyć pewne choćby i nietrafione doświadczenia. Rozeznaniu i lepszemu poznaniu samego siebie. Z drugiej strony łatwo wpaść w pułapkę: wiem, że ta droga, te studia są nie dla mnie. A jednak nie chcę stracić raz włożonego w nie czasu. Więc dalej trwam na tej drodze. Po co? Wtedy jeszcze trudniej będzie nam nadrobić stracony czas.  A jeszcze gorzej, może przeżyjemy całe życie w poczuciu frustracji i niespełnienia. A to ma już posmak zmarnowanego życia.

A jednak. Nie powinniśmy być wobec siebie zbyt wymagający.

Każde doświadczenie czegoś nas uczy.

A  te nietrafione często najmocniej pomagają nam wzrastać. O ile, jak to mówi stare przysłowie: jeżeli upadniesz, nie podnoś się z pustymi rękoma.
Dlatego moim zdaniem, z perspektywy moich doświadczeń, jeżeli młody człowiek zaraz po maturze nie wie, co chce w życiu robić, dlaczego nie miałby dać sobie czas do namysłu.

Na Zachodzie wiele osób (przed studiami lub w trakcie) decyduje się na roczną przerwę. Tu chodzi o zdobycie nowych doświadczeń (zawodowych, podróżniczych –  podróże też kształcą). Albo zweryfikowania wymarzonego projektu. A tak to jest, że jak człowiek przez jakiś czas w pocie czoła będzie zasuwał w prawdziwej robocie, chętniej wróci na szkolną ławkę. I może dopiero doceni ten luksu, jakim jest możliwość dokształcania się.

W czasie studiów warto zdobywać doświadczenie zawodowe.

Nie samym zakuwaniem żyje student. Książkowa wiedza jest dobra dla zdobycia papierku. Ale często realne życie wymaga od nas czegoś więcej.
Dlatego warto otworzyć się na nowe możliwości i doświadczenia.

Ale wtedy, jeżeli są zgodne z wizją tego, co dalej chcemy robić. Widziałam zbyt wielu młodych ludzi, którzy na czas studiów łapali pierwszą lepszą pracę. Potem zostawali w niej na całe życie. Tyle, że lata mijały. A ich nie odpuszczało poczucie frustracji i niespełnienia…  A przecież … wymarzono praca sama nas nie znajdzie. Trzeba jej poszukać.

Tutaj pewnie wypada, bym napisała coś o sobie. Epizodów studiujących miałam w życiu  – dwa.

Pierwszy jak większość ludzi zaraz po ogólniaku. Kiedy byłam totalnie … zielona. Zero pomysłu na to, co chcę robić w życiu. Zero pojęcia o realnym życiu. Nieśmiało marzyłam o studiowaniu nauk politycznych. Ale to wydawało się mojemu otoczeniu wysoce niepraktyczne. Za praktycznymi poradami wybrałam pragmatyczne (z pozoru, ale tylko z pozoru) studia: chemię (dokładnie inżynieria chemiczna … pani inżynier, przecież to gwarantuje przyszłość…  A jeszcze to jest rodzinna tradycja: ciocia, wujek, kolejna ciocia rzepracowali całe życie w chemii. Moje rodzinne miasto chemią stoi. Studia skończyłam. Ale w wyuczonym zawodzie nie przepracowałam ani jednego dnia. Jak przekonać potencjalnego pracodawcę, że chce się coś robić, gdy samemu się w to nie wierzy? A jeszcze jeżeli do tego jestem kompulsywnym chemikiem – antychemikiem. Im mniej chemii, tym lepiej. Po prostu przechlapane.

Mój drugi epizod studiujący miał miejsce na emigracji. Studia były dla mnie tutaj koniecznością dla zdobycia karty pobytu (studenckiej) z prawem do pracy na marne pół etatu (przypominam, że we Francji mamy prawo pracować legalnie dopiero od 2008 roku). Studiowałam wtedy z małymi dziećmi pod pachą, czy przy piersi (dosłownie). Co  w sumie jest dość karkołomne. Ale w pewnym wieku, nawet się tej karkołomności nie zauważa.

Ale o dziwo, wtedy studiowałam z pasją (język rosyjski i białoruski). Ale za to totalnie bez wizji czemu te studia mają służyć. Prócz zdobycia tego wymarzonego sezamu: karty pobytu z pozwoleniem na pracę.

Dlaczego wyciągnęłam z blogowych zakamarków ten post?

Ponownie mam nadzieję, że uda mi się Was wciągnąć do dyskusji na temat tego, jaka była Wasza droga życiowa. Na ile wybór kierunku studiów wpłynął na to, jak dalej potoczyły się Wasze losy? Czy żałujecie tamtego wyboru, jakby nie było poplątane, czy karkołomne w Waszym przypadku odnajdywanie własnej ścieżki kariery….

Po drugie, tamten oryginalny post miał bardzo pesymistyczny wydźwięk. Dzisiaj patrzę na swoje wcześniejsze wybory z większym dystansem. I z przekonaniem, że nic nie idzie na marne. Wszystko, czego kiedyś tam się nauczymy, w jakimś, czasami najmniej spodziewanym momencie zaprocentuje. Choć … No właśnie resztę dopowiedzcie sami, a może jeżeli macie ochotę podzielcie się Waszym doświadczeniem.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Enregistrer

Enregistrer

WIELOKOLOROWE MITENKI NA SZYDEŁKU

A ja przychodzę z pomysłem na takie sympatyczne szydełkowe wielokolorowe mitenki, czyli rękawiczki bez palców.

Takie kolorowe mitenki  stanowią sympatyczne uzupełnienie, czy wręcz przeciwwagę dla zimowo jesiennej szarzyzny, ocieplając zarówno serce, jak i zmarznięte – przemarznięte dłonie.

Dla wykonania tych mitenek przerobiłam cztery kwadraty (na szydełku o grubości 6),  które następnie szczepiłam (po 2) bok do boku, zostawiając w każdej mitence małe otwarcie na duży palec.

Centralnym elementem jest więc tu wielokolorowy kwadrat, przerobiony w trzech naprzemiennie użytych kolorach. Pokazuje, jak przerabiam ten motyw krok po kroku w poniższym tutorialu.

Następnie przedłużyłam tak powstałe mitenki, dodając do tego bazowego kwadratu po 3 okrążenia składające się z sekwencji: 3 słupki przerobione razem  + 1 oczko łańcuszka.

W załączeniu rozpiska wzoru i kilka wyjaśnień do tejże rozpiski.

 

Rz 1: Zaczynamy od przerobienia rządku bazowego złożonego z pięciu oczek łańcuszka, które zamykamy w kółeczko.

Rz 2: Rządek drugi. W tym okrążeniu przerabiamy 12 słupków, pamiętając o tym, że pierwszy z tych słupków (na początku okrążenia) zastępujemy jego równoważnikiem w postaci trzech oczek łańcuszka.

Rz 3: Rządek trzeci. W tym okrążeniu, żeby uwypuklić strukturę tego wzoru przerabiamy w każdym słupku z poprzedniego rzędu grupę trzech słupków przerobionych razem, wbijając ja w wersji front post (a więcej od przodu). Razem mamy tu 12 takich grup, rozdzielonych między sobą po jednym oczku łańcuszka.

Rz 4: Rządek czwarty. W tym okrążeniu doprowadzamy formę okrągłą (z Rz 3) do formy kwadratowej. W tym celu w co trzecim łuku złożonym z  1 oczka łańcuszka z poprzedniego rzędu umieszczamy narożnik kwadratu złożony z  3 słupków + 3 oczka łańcuszka + 3 słupki, następnie w dwóch kolejnych oczkach łańcuszka (z poprzedniego okrążenia) przerabiamy dwie grupy po dwa słupki.

Rz 5: Kolejne okrążenie. Ponieważ ten wzór przerobiłam na szydelku o grubości 6, w tym ostatnim okrazeniu celowałam w to, żeby mój kwadrat idealnie pasował do rozmiarów mojej dłoni, dlatego przerobiłam tu półsłupki z narzuceniem (oczka co nieco niższe od słupków). I tak w narożniku przerobiłam sekwencje 3 półsłupki z narzuceniem + 3 oczka łańcuszka i 3 kolejne słupki, a następnie w przejściach pomiędzy grupami z poprzedniego okrążenia: trzy grupy po dwa półsłupki z narzuceniem.

Życzę wam miłego dziergania. 

KWADRAT NA SZYDEŁKU TUTORIAL KROK PO KROKU

Kwadrat z wykorzystaniem oczek reliefowych, przerobiony na szydełku nr 6, który wykorzystałam do stworzenia takiej sympatycznej bluzki – kimona.

Docelowo przerobiłam 16 kwadratów, łącząc je między sobą (co pokazuje krok po kroku w poniższym tutorialu).

W załączeniu rozpiska wzoru jednej takiej cegiełki – jednego kwadratu plus kilka wyjaśnień do rozpiski tego wzoru.

 

Rz 1: Rządek pierwszy. Zaczynamy od przerobienia rządku bazowego złożonego z sześciu oczek łańcuszka, który zamykamy w kółeczko oczkiem ścisłym zamykającym.

Rz 2: Rządek drugi: W tym okrążeniu przerabiamy 16 słupków, pamiętając o tym, że pierwszy słupek zastępujemy jego zamiennikiem w formie 3 oczek łańcuszka.

Rz 3: Rządek trzeci: złożony z 16 grup po 3 słupki przerobione razem (rozdzielone miedzy soba po 1 oczkiem łańcuszka). W tym okrążeniu po to, żeby uzyskać i wydobyć taki efekt przestrzenny te kolejne grupy po 3 słupki przerobione razem wbijałam od przodu, czyli przerabiałam w wersji front post.
Razem 16 takich grup rozdzielonych między sobą łukiem złożonym z po 1 oczka łańcuszka.

Rz 4: Okrążenie czwarte. W tym okrążeniu w każdym oczku z poprzedniego rzędu przerabiałam grupy złożone z czterech słupków przerobionych razem, rozdzielone między sobą łukiem po 2 oczka łańcuszka.

Rz 5: Rządek piąty. W tym rządku doprowadzamy formę okrągłą (z Rz 4) do formy kwadratowej. W tym celu w co czwartym łuku z poprzedniego okrążenia przerabiamy narożnik naszego kwadratu złożony z: 3 słupków + 3 oczka łańcuszka + 3 słupki. A następnie w 3 kolejnych łukach przerabiamy sekwencje po 3 słupki przerobione niezależnie.
Powtarzamy 4 takie narożniki i 4 długości boku kwadratu.

Rz 6: W tym okrążeniu w łuku narożnym przerabiamy sekwencje: 1 Słupek + 3 oczka łańcuszka + 1 słupek. Następnie naprzemiennie – sekwencje: oczko łańcuszka – słupek – oczko łańcuszka. Długość boku naszego kwadratu w tym okrążeniu składa się z 9 słupków rozdzielonych między sobą po jednym oczku łańcuszka.

Rz 7: Ostatni rządek, który zabudowujemy boki kwadratu przerabiając po 17 słupków plus w narożniku sekwencja: 1 słupek + 3 oczka łańcuszka + 1 słupek.

Życzę miłego dziergania

Exit mobile version