CROCHET - DIY

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Zafascynowały mnie takie rustykalne łapacze snów w stylu boho z mieszkania Marzeny Mari Deco. Tym bardziej, że w czasie kwarantanny, która dała nam popalić, zaraz powiem dlaczego, ale też skłoniła do marzeń (te chyba udzieliły się wielu osobom szczelnie pozamykanym przez kilka kolejnych tygodni w domach).

I tak w czasie kwarantanny rozmarzyliśmy się z mężem i zamarzył się nam własny domek z ogródkiem, taki w rustykalnym stylu, gdzieś na wsi, żeby stawać się coraz bardziej samowystarczalnym i nie być ograniczonym, gdyby takie kwaranntany powracały cyklicznie w związku z ewolucją kolejnych, czy nowo pojawiających się wirusów.

Bo skoro raz okazało się, że można wszystkich upakować po domach, to właściwie dlaczego politycy nie mieliby się posunąć do tego ponownie.
A ponieważ czas kwarantanny dał nam mocno popalić.

Najpierw sama zmagałam się i to dość wyczerpująco z koronawirusem: dusiłam się, doświadczyłam dotychczas nieznanego mi uczucia braku tlenu, niemożności nabrania powietrza i swobodnego oddychania, co było dość przerażające.

Ale o tym pisałam w innym wpisie: Koronawirus: Dlaczego siódmy dzień choroby jest najgorszy? Jak przebiegała u mnie choroba?

To przydarzyło mi się w 2 pierwszych tygodniach kwarantanny, najprawdopodobniej podłapałam wirusa jeszcze przed nią, kiedy ten intensywnie krążył w regionie paryskim. Tym bardziej, żeby pracuję w turystyce, a w tamtym okresie jeszcze nikt nie myślał o szeroko podjętych środkach ostrożności i ograniczaniu jego rozprzestrzeniania się. Jak dzisiaj, kiedy co prawda wróciliśmy do pracy, ale wszyscy nosimy maseczki.

W kolejnych tygodniach kwarantanny (po wyzdrowieniu) mocno doskwierało mi siedzenie w mieszkaniu w bloku z małymi dziećmi. W tamtym okresie mieliśmy prawo do 1 godziny dziennie na świeżym powietrzu. We Francji, gdzie mieszkam te wymagania były zaostrzone w porównaniu do tego, co miało miejsce w Polsce, ale też sytuacja była zupełnie inna – ilość zakażeń i przede wszystkim dramatycznie malejąca ilość dostępnych miejsc w szpitalach na reanimacji.

Dlatego skrupulatnie, co do minuty wykorzystywaliśmy tę przyznaną nam przez rządzących godzinkę na oddech i chodziliśmy na spacer ( zegarkiem w ręku) do pobliskiego – i to nawet nie Lasku Bulońskiego, który mamy 2 kroki od domu, bo ironia całej tej nietypowej sytuacji w Paryżu, gdzie mieszkam wstęp do wszyskich parków i terenów leśnych został zamknięty.

Została nam tylko duża polana na obrzeżach miasta.

Z jednej strony trudno to zrozumieć: po co zamykać zamkniętym w domach ludzion ten jedyny wentyl bezpieczeństwa, jaki w tej sytuacji im został – czyli uniemożliwiać ludziom wyjście do parków. Niech zamiast tego chodzą po betonowych ulicach. Bezlitosna bezduszność, czy bezsensowne nieporozumienie?
Ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę swoisty, a jakże typowy dla Francuzów brak dyscypliny (w kraju, gdzie normą jest nagmine przechodzenie przez ulicę na czerwonym świetle), prawdopodobnie nie chciano wystawiać na pokusę ułomnej natury ludzkiej (chcąc utrzymać ją w ryzach, tzn szczelnie zamkniętych w domach, by ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa).

W tym kontekście sytuacja była jednoznaczna: Jesteś w parku, płacisz karę, bo nie powinieneś w tym momencie tu być.

Dlatego też prawdziwie oblężenie przeżywała zwyczajowo opuszczona, zarośnięta zielenią przestrzeń za miastem (która z racji swego zapuszczenia nie kwalifikuje się jako park – Bogu dzięki).

Ponieważ mieszkamy na obrzeżach miasta, co w wielu codziennych, typowych sytuacjach jest postrzegane jako dodatkowa niedogodność. Przecież ten, kto mieszka na obrzeżach miasta ma chociażby utrudniony dostęp do środków transportu, które zwyczajowo znajdują się w centrum. Np w okręgu paryskim ceny zakwaterowania na obrzeżach verus ceny zakwaterowania w centrum znacząco się różnią.

Ale w tej niecodziennej sytuacji mieszkanie na obrzeżach, które często znajdują się pod lasem (czyli tam, gdzie miasto jeszcze nie dotarło) okazało się być błogosławienstwem.

I tak całą rodziną chodziliśmy na tę rozległą, zapuszczoną przestrzeń za miastem.

Bo skoro ten nieogarnięty teren nie mógł być nazwany parkiem, więc pozostawał otwary – gromadzili się tu ludzie, którzy w pewnej części łamali zasady kwarantanny, bo żeby tutaj odetchnąć świeżym powietrzem oddalili się ponad przepisowy 1 km od miejsca zamieszkania.
W Polsce chyba nie było takich ograniczeń związanych z odległością. We Francji straż miejska upominała takie osoby mieszkające w lepszych, bogatszych i droższych, bo centralnych częściach miasta, a które w poszukiwaniu oddechu zapuszczały się na tę jedyną otwartą oazę zieleni, spokoju i świeżego powietrza, którego tak w tamtym czasie nam wszystkim brakowało.

No i właśnie wtedy zamarzył mi się taki rustykalny domek z wyposażeniem – tzn z łapaczami snów…

Co prawda domek wciąż pozostaje w sferze marzeń… Ale marzenia, które zaczynamy wizualizować i obmyślać metodę dotarcia do nich, z czasem mają coraz większą szansę na realizację.

Póki co realizacji doczekały się szydełkowe łapacze snów. Ten póki co jest największy, ale nie ostatni z tej serii – planuję kolejne takie realizacje.
A przy okazji podrzucam rozpiskę wzoru szydełkowej serwetki, z której powstał ten łapacz snów. Akurat zatrzymałam się w tym wzorze na rządku np 18.

Ta rozpiska nie jest taka trudna jak by się to mogło wydawać.

Nie spotkacie w niej jakiś specjalnych trudności technicznych. Przerobienie tego wzoru wymaga po prostu odrobiny czasu, podobnie jak obrobienie półsłupkami całej obręczy. 

Łapacz snów dream catcher

Rozpiska wzoru:

Szydełkowy łapacz snów o średnicy 39 cm, szydełko 1,5.

Zaczynamy tradycyjnie 12 oczkami łańcuszka zamkniętymi w kółko, które stanowią pierwszy rządek.

Kolejny rządek zaczynamy 3 oczkami łańcuszka, które zastępują pierwszy słupek, a następnie przerabiamy jeszcze 33 słupki. Zamykamy okrążenie oczkiem ścisłym zamykającym – mamy w nim lącznie 34 słupki.

W kolejnym okrążeniu pojawia się element charakterystyczny dla tego wzoru – tutaj przygotowujemy coś w rodzaju trójkącików, czy płatków kwiatka złożonych z przerobionych razem potrójnych słupków.

Czym są takie potrójne słupki?

Tak jak w przypadku zwykłego słupka narzucamy na szydełko pojedynczą nitkę do przerobienia, w przypadku potrójnego słupka owijamy szydełko trzykrotnie nitką, którą później będziemy przerabiać. Choć rzeczywiście coś takiego trudno opisać słowami:

I to właśnie w tym okrążeniu mamy po 3 przerobione razem potrójne słupki, każdy wbity w kolejne oczko z poprzedniego okrążenia. Te grupy słupków są rozdzielone łukiem złożonym z 7 – u oczek łańcuszka.

Razem w tym wzorze mamy dość nietypowo bo 11 takich płatków…

A ja dalej zapraszam już do przejrzenia rozpiski wzorku, bo jeżeli chodzi o szydełkowanie rzeczywiście no trudno to wszystko opisać słowami, dużo czytelniej to wszystko wygląda na schemacie. Byle nie dać się na pierwszy rzut oka zniechęcić jego zawiłościom.

Pozdrawiam serdecznie

Beata Redzimska

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

Łapacz snów w stylu boho.

dream catcher boho

dream catcher boho

dream catcher boho

dream catcher boho

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook EBOOK DESERY I ŚNIADANIA BEZGLUTENOWO – BEZMLECZNE

O AUTORZE

Przez lata zmagałam się z chronicznymi problemami z gardłem, do momentu, kiedy odstawiłam produkty mleczne.

Dzisiaj, uważam, że można mieć zrównoważoną dietę – eliminując z niej produkty mleczne i mączne.

A dieta bezglutenowa – bezmleczna jest najlepszą dietą odchudzającą.

Wszystko jest kwestią wyrobienia w sobie dobrych nawyków….

Przez lata wierzyłam, że jestem totalnym beztalenciem sportowym, aż zaczęłam się ruszać.

Wierzę w uzdrowicielską moc glinki zielonej.

Jestem niepoprawną miłośniczką zielonych smoothie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *