W ubieglym tygodniu sporo mówiło się o pewnej przedsiębiorczej mamusi, która szczególnie zadziornie stanęła w obronie ukochanego synalka. Otóż rzeczona mamusia uznała, że nauczycielka historii niesprawiedliwie traktuje jej małego geniusza. Czyli, ze wymyśla jakieś historie na tle rasowym. Czysta dyskryminacja. Bo tu tytułem wyjaśnienia: nauczycielka była biała, a mamusia i synalek czarni. I wystarczyło.
A że mamusia miała lewego sierpowego takiego, że niejeden pozazdrości. A nikt przy zdrowych zmysłach nie podskoczy. Mamusia przyszła do szkoły, przyłożyła wspomnianej nauczycielce, a jeszcze na pożegnanie dała kopa. Cała sprawa skończyła się na posterunku. Gdzie rzeczona mamusia z temperamentem również nie próżnowała. Spoliczkowała osobiscie samego pana komisarza.
No i jaki z tego jest morał.
Z taką mamusią synalkowi żadna charyzma domorosłego lidera nie jest i tak potrzebna. Wystarczy, że poskarzy się mamusi… A ta już sprawę załatwi. Oczywiście na swój sposób. A synalek tymczasem jest nietykalny. No bo, kto podskoczy. Jeszcze mamusia się dowie. Oj, a tu na zimne lepiej dmuchać. No cóż niektórym po lecie nerwy puszczają.
Ale tak poważnie, to we Francji zawód nauczyciela jest zawodem stosunkowo niebezpiecznym. Oczywiście wszystko zależy od dzielnicy, w jakiej się naucza. Najgorzej jest w tak zwanych ZEP (zone d’education prioritaire), czyli w bardzo trudnych dzielnicach, gdzie dziwnym trafem jest największy odsetek emigrantów z byłych kolonii. Tak Francja płaci za kilka stuleci kolonializmu. A jeszcze nie wyglada na to, by szło to w dobrym kierunku. A to tylko taki eufemizm.
A chciałam napisać o modzie, bo tę ostatnio zaniedbałam na blogu. A tu zmiana sezonu, zmiana kolorystyki. Na wybiegach widzimy dużo skór, futer. A i kolorystyka bardziej jesienna: kolory opadających liści, żółty, brązowy, pomarańczowy, dużo czerni z bielą.
Dodaj komentarz