Gdzieś daleko za kołem polarnym pogrążone w wiecznym półmroku leżało małe miasteczko. W jego centrum znajdował się mały placyk na cześć (takie były czasy). Wokół alejki ze standardowymi blokowiskami. Na ryneczku, jak kazała tradycja, miał stanąć pomniczek na cześć niejakiego towarzysza Lenina. Na uroczystą ceremonię odsłonięcia skrzyknięto, kogo się dało. By było z pompą i z powagą. Pomnik dla zachowania tajemnicy przykryto płachtą i owinięto czewoną wstęgą.
W końcu nadzedł dawno wyczekiwany dzień uroczystego odsłonięcia. Przecięto wstęgę. Powoli, w podniołej atmosferze zaczęto ściągać płachtę okrywającą sylwetkę wodza rewolucji. Aż nagle wybuchł gwałtowny, nieposkromiony, nieprzyzwoicie zaraźliwy śmiech na sali. Konsternacja. Towarzysz Lenin został wyrzeźbiony według standardowego modelu: z czapką z daszkiem w jednej ręce. Tyle, że drugą, taką samą czapkę z daszkiem miał dodatkowo na głowie. Ku uciesze tłumu. Czyżby towarzysz Lenin złapał Alzheimera?
Niedoróbkę szybko usunięto i po krzyku. Choć sam fakt został upamiętniony w autobiograficznej (i jak sami rozumiecie nieprawomyślnej) książce Sergieja Dowlatowa „Walizka”.
Dlaczego o tym piszę? To książka, którą czytam (i bawię się) w tym tygodniu. W ramach wspólnego czytania i dziergania z blogiem Maknety.
Po drugie, bo chciałam napisać o kreatywności. I kreatywnie zacząć temat małą anekdotką. Bo tu wyjaśniam, że przyczyną całego zamieszania (z podwójną czapeczką towarzysza Lenina) było kilka (no może kilkanaście) Bogu ducha winnych butelek Stolicznej. Wypitych przez twórcę owego feralnego pomnika dla podbudowania sobie kreatywności.
Każdy ma na nią swoje sposoby. Książka (dość satyryczna, choć oparta na faktach autentycznych) bawiła mnie kilka lat temu. Oczywiście połowy już nie pamiętam. A póki co jestem w dopiero w połowie. Czy założeniem autora było napisanie satyry na system, w którym przyszło mu żyć? Zresztą zupełnie absurdalny. Nie wiem.
Choć wiadomo: homo sovieticus do wszystkiego się dostosuje. Na pocieszenie łyknie sobie co najwyżej kilka haustów Stolicznej. Taki odpowiednik naszej Czystej. Właściwie jeden z odpowiedników.
Bo dziś Rosjanie mają Putinkę czy wódkę Putinoff, wódkę Jelzin. Pamiętacie ś.p. Borysa? Lubił gorzałkę. A jak powiedział, chłopakom, by wzieli tyle wolności ile będą mogli udzwignąć? Ci zaczęli tak szarpać przytulną kołderkę z napisem ZSRR. Aż pękła w szwach. I chwała mu za to.
Na to inne patron rosyjskiej gorzałki towarzysz Putin zareplikował, że
Rozpad ZSSR był największą katastrofą XX wieku.
Czym potwierdził znaną nie od dziś teorię, że punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. A na rosyjskiej wódce siedzą trwale tylko ci, co naród solidnie za mordę trzymają (lub trzymali). Ale ja tak żartuję i już kolejny prześmiewczy post o towarzyszu Putinie smaruję (to za jego światopogląd). Tymczasem jedno trzeba mu oddać, facet jest z” jajami”.
A ostatnio ma gest: uwolnił Chodorkowskiego (a pisałam, że nigdy nie uwolni, pomysliłam się), uwolnił dziewczyny z Pussy Riot, i jakąś zagraniczą działaczkę Greenpeacu. I wszyscy (uwolnieni) jeszcze pyskują. Tylko Chodorkowski zrobił się taki malutki i nic nie powiedział. Wie, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ. A Putin ma długie ręce. A tak na marginesie wódka z Miedwiediewem na etykietce się nie przyjęła. Za miękki. I to chyba mówi całą prawdę o naszych sąsiadach ze Wschodu.
Ulubione, do pracy kreatywnej.
Ale tematem, na który miałam napisać jest ulubione do pracy. A są to: w kolejności: porządek i inspiracja.
Jako mama 4 kreatywnych pociech (3 aktywne, czwarta przy piersi) przyznam się, że porządek jest luksusem, którego rzadko udaje mi się zaznać. Nawet jak się pojawi po mozolnych wysiłkach, to znika w mgnieniu oka. Zasypany tonami papierowych ludzików, podartych chusteczek.
Niestety: tam, gdzie wyobraźnia dziecka widzi cuda, wyobraźnia dorosłych widzi tylko bałagan.
Już o tym pisałam: Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Najgorsze w tym jest to, że kreatywnym dzieciom wszystko może się przydać (kawałki opakowan, chusteczek, włóczki, papierki od cukierków). I trzeba wykazać się nie lada dyplomacją i sporo nagimnastykować, by cokolwiek w ogóle móc wyrzucić. I by nie było z tego powodu zbyt dużo krzyku.
Pamiętacie Linette Scavo z Desperate Houswife? Sprytną, przebojową, kreatywną i jej uroczą gromadkę, a w szczególności rozwydrzonych, ale kochanych blizniaków Portera i Prestona? Linette to mój ideał, niestety niedościgniony. Ale pocieszam się, że nawet Linette czasami załamuje ręce. Ja siadam posrodku bałaganu i zaczynam kreatywnie dziergać. Oczywiście marzę, by wszystko samo wróciło na swoje miejsce. I szczególnie, by nie wędrowało na inne, gdzieś za moimi plecami. Ale tak się chyba nie da. Poki co marzę o porządku. Ale nawet jak go nie ma, to nie odkładam kreatywności na bok.
Bo gdzieś po drodze przyszła inspiracja i podłapałam zespół niespokojnych rąk.
Inspirację, czyli te wszystkie kreatywne wspaniałe blogi, które mnie motywują notuję sobie na oddzielnej stronie pod tytułem Miejsca, w których poprawiam sobie humor. Ale lista jest wciąż w toku. I mam nadzieję, że jeszcze będzie w nim przez długie miesiące czy lata. Ale na humor działa mi wyborowo. Wyborowa nie zrobiła by lepiej.
Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie.
Beata
Więcej na ten temat we wpisie: Kreatywność – Ty też możesz ją w sobie rozwinąć.
Enregistrer
Mam na stanie parę książek dotyczących Rosji, która za każdym razem mnie zadziwia. Ostatnio czytałam “14: 57 do Czyty” autorstwa Igora T. Miecika. Świetna. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie książka Hugo-Badera “Biała gorączka”. Czekają na półce jego “Dzienniki kołymskie” i Wieniedikta Jerofiejewa “Dzieła prawie wszystkie”. Czeka na odsłuchanie “Czarnobylska modlitwa”, jeden rozdział za mną, ale nie da się tego słuchać hurtem, bo niewyobrażalne jest cierpienie ludzi, którzy otarli się o Czarnobyl.
—-
Lubię tu wpadać, zawsze czegoś się uczę. “Walizkę” odnotowałam na swojej liście “chcieć to mieć”. Podziwiam mysz, bo o wiele prościej jest robić rzeczy wielkie gabarytowo, nieskomplikowane 😉 Pozdrawiam
Bardzo obrazowo opisałaś książkę. Czym prędzej dopisuję ją do listy książek oczekujących na przeczytanie. Tak jak Monotema bardzo lubię Hugo-Badera. Jego obraz Rosji spoza wielkich miast jest porażający! Pozdrawiam.
nie wiem dlaczego, ale lubię czytać o Rosji, o Polsce też, ale polske zanm bardziej, a Rosja… ciągle nam towarzyszy, a wciąż tyle jeszcze ukrywa. czasem myślę, że ten mój sentyment bierze się stąd, że meiszakm tutaj, wśród wyspiarzy, któzy nigdy nie zrozumieją słowiańskiego serca; Nawet jeśli jesteśmy podobni do Irlandczyków(czasem nawet bardzo) to jednak mamy inna mentalność, inne spojrzenie na różne sprawy. Oddnotowuję tę książkę, tak na wszelki wypadek:)
dzieci są niebywałe, jeśli idzie o wyobraźnię! i tak, jak piszesz, wszystko – dosłownie! – jest potrzebne. Czasem sprzątam, a czasem po prostu macham ręką, odgarniam w kąt i myślę… jeszcze tylko kilka lat…. potem dorosną i… moze będę tęsknić za tą ich kreatywnością?
Anka
Znalazłam się na Twojej liście! jak mi miło! Jak miło!!! :):):)
Rosja… “Jestem” tam od trzech tygodni za sprawą Borisa Akunina i podoba mi się strasznie! Pozdrowienia 🙂
To będzie dla nas zawsze ciekawy kraj, nielubiany i wyśmiewany ale ciekawy. Jakoś do nas przemawia ich mentalność, światopogląd i dusza. Ja tam byłam i z chęcią pojechałabym jeszcze . Literaturę bardzo lubię, zarówno klasykę jak i najnowszą- wspomniany Hugo-Bader, Dostojewski, Szołochow, Marinina, Akunin. Szydełkowa mycha jest boska.