No i stało się. Poszłam za owczym pędem. Urządzam lalkowy kącik dla mojej 2-letniej córeczki.
Szydełkowe wdzianko i czapeczka to najnowszy dorobek. Tylko sama zainteresowana do zabawy lalkami się nie pali. Za to pali się, i to z nieukrywanym entuzjazmem i zadziornymi pokrzykiwaniami, do zabawy samochodzikami starszych braci.
Bo tyle przy tym radosnej szamotaniny, niewinnych przepychanek. A nawet jeżeli skończy się bijatyką i “śmiertelnym” obrażeniem, to nigdy nie na długo. Ale to nic. Bo sama zabawa była przednia. Więc póki co: lalki pal sześć.
To skłoniło mnie do głębszej refleksji:
Czy aby nie na siłę, czy aby nie zbyt pośpiesznie podsuwamy naszym córkom lalki i kuchenne akcesoria?
Po to, by zawczasu przygotować je do jedynie słusznej roli matki (tej nie kwestionuję), piastunki, opiekunki i uległej kucharki? Zanim zdążą wykształcić swoje prawdziwe predyspozycje. Przymykamy (a może nawet zamykamy) im horyzonty.
A przynajmniej powielamy pokutujący od pokoleń stereotyp, że chłopcy mają bardziej ścisły umysł i bardziej techniczną wyobraźnię. Bo dla tych co zapomnieli: Maria Skłodowska Curie była kobietą (i matką).
A tymczasem, my kobitki z naszymi dwoma lewymi rękoma … Bo wiadomo, bo takie pokutuje w nas przekonania, że odrobina techniki i już się gubimy. A skoro już na wejściu się gubimy, to za coś bardziej technicznego lepiej się nie bierzmy.
No, bo która, z ręką na sercu, potrafiła by wymienić kran, czy chociażby dziurkę od klucza. Sama nie potrafię. Za duża filozofia? Nie wiem. Nawet nigdy nie spróbowałam. Przecież żadna z nas nie chce etykietki babochłopa.
A potem dziwimy się, że taka przepaść (finansowa) dzieli kobiety i mężczyzn.
Ostatnio mój znajomy, który pracuje jako tłumacz kabinowy, skarżył się, że odkąd jego profesja się sfeminizowała (tzn coraz więcej pracuje tu kobiet), zarobki też poszły tą drogą. Czytaj: poszły w dół.
A zawód sam w sobie jest bardzo wymagający. Wymaga ciągłej koncentracji, życia pod presją, na walizkach i w rozjazdach. Ale w tym wypadku niższe wynagrodzenia objęły cały fach.
Ale jak często za dokładnie tę samą pracę kobiety dostają niższe wynagrodzenie od mężczyzn (nawet o 20%)? Bo jakoby są mniej dyspozycyjne, mniej wydajne, a więc nie można na nich tak samo polegać.
A jak to się dzieje, że kobieta, która pracując na dwóch etatach (firmowym i domowym) potrafi wygospodarować czas na wszystko? Nad tym nikt się już nie zastanawia.
Taki paradoks dotyczy krajów rozwiniętych. O krajach “rozwijających” się lepiej nie wspominać.
A jeżeli wszystko to decyduje się już we wczesnym dzieciństwie?
Bo właśnie wtedy społeczeństwo rozdziela jedynie słuszne role: dziewczynkom: lalki i gary, chłopcom techniczne zabawki (samochodziki, czołgi i inne gadżety).
Pozdrawiam serdecznie.
Beata
Podobne wpisy