KULINARNE, ZDROWIE

Nie zapominaj o śniadaniu.

co zjeść na śniadanie

co zjeść na śniadanie

Nie mam czasu na śniadanie.

Jest takie stare i bardzo mądre przysłowie:

[Tweet “Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację oddaj wrogowi.”]

No właśnie, bo dobry dzień zaczyna się od dobrego śniadania. Ale niestety jakże często po prostu nie mamy czasu na śniadanie….

Nie mam czasu na śniadanie…

Bo szkoda mi tych dodatkowych 5-ciu minut snu.

Czasami jest to najlepsza wymówka, by przez te błogie kilka dodatkowych minut sobie rozkosznie poleniuchować. A potem całe rano gonić w piętkę, na głodniaka, do wyczerpania.

Nie jem śniadania, bo się odchudzam.

Bo przeskoczenie śniadania jakoś tak najłatwiej wkomponować w codzienną rutynę…

Tyle że potem przez cały dzień do naprawdę sycącego obiadu chodzę naprawdę głodna jak wilk i po drodze podjadam. Co mi popadnie pod rękę. I jeszcze patrzę, co by tu schrupać – nie nic wielkiego, takie małe co nieco, prawie że nic, byle oszukać głód. I oszukuję samą siebie. A to oszukiwanie idzie w biodra….

Tu mam na myśli to pierwsze, drugie, trzecie śniadanie w pracy – tzn te drożdżówki, pączusie, ciasteczka pod dającą rozgrzeszenie przykrywką drugiego, trzeciego, a choćby i piątego śniadania… Bo przecież na głodnego nie da się pracować.

co zjeść na śniadanie
NIE, NIE I JESZCZE RAZ NIE…..

No i w sumie święta prawda – dlatego śniadanie – święta rzecz….

Nie jem rano śniadania, bo o tej porze nie jestem w stanie nic przełknąć.

Od dziecka. Stres ściska mnie w żołądku. Strach, obawa przed czymś bliżej nieokreślonym, co może wydarzyć się w tym dopiero co rozpoczynającym się tak właśnie feralnie, bo na głodniaka – dniu.

Czasami mam ten problem. Do tego stopnia, że wydaje mi się, że i tak nic nie przełknę. Ale wtedy przygotowuję sobie nęcące smoothie i wypijam ciut, ciupinkę w domu, a resztę zabieram ze sobą do pracy… Kiedy trochę już wciągnie mnie rytm dnia…

Tzn do pracy przygotowuję sobie pokaźny zapas smoothie – taką solidną butlkę – właśnie po to, żeby nie podajdać tych pączków, drożdżówek, czy nie rzucać się na dystrubutor słodkich przyjemności.

Bo to też prawda: że najlepszy z punktu widzenia zdrowotnego, najbardziej dietetyczny, najświeższy posiłek, zjedzony w momencie, kiedy mamy ściśnięty żołądek i nasz organizm nie jest gotowy na jego przyjęcie czegokolwiek – nie służy zdrowiu.
Czyli w chwilach paraliżującego stresu (moim problemem jest poranny stres, ale jakoś tak w miarę, jak się rozkręcam, rozchodzi mi się po kościach). Czy inny grzeszek: objadanie się zbyt późno wieczorem.

A z tym jest tak, jak z tym głaskaniem kota. Bo podobna i kota można zagłaskać na śmierć. Tak, jak można sobie zaszkodzić jedząc coś dobrego, ale w zupełnie nieodpowiednim momencie i z nieodpowiednim stanem ducha: na szybko, w stresie, byle jak, łykając w biegu. A z rana wciskając to w siebie na ściśnięty żołądek.

I tu pomocne mogą okazać się ćwiczenia oddechowe.

Głęboki wdech i świadome skupienie się na oddychaniu – relaksuje, przynosi rozprężenie w stanach takiego nie do końca uświadomionego poddenerwowania.

Ale czasami też nie mamy apetytu rano, bo poprzedniego dnia wieczorem …. pofolgowaliśmy sobie….

I znowu mamy tu taki paradoks: rano, kiedy najbardziej potrzebna byłaby nam energia i paliwo napędowe – coś ściska nas w żołądku. Czy to pośpiech, stres, a czasami wręcz siła przyzwyczajenia. Bo tak – stresem – reagujemy od dziecka.

Odbijamy to sobie wieczorem, po wykańczającym dniu – siadamy do stołu i zapychamy się – czasami właśnie po to, by oszukać zmęczenie. Bo i tak na nic innego nie mamy już sił. A jakoś tak nie troszczymy się o to, że nocą nasz organizm będzie musiał to jakoś przetrawić…A następnego dnia rano powtarza się ten sam scenariusz:

Bo ja rano nic w siebie nie wcisnę… No to najem się wieczorem.

Ale to nie jest dobre. Nie – na dobry sen i na dobrą regenerację organizmu podczas snu.

Czasami to po prostu przyzwyczajenie. Może jeszcze z czasów szkolnych. Bo w dzieciństwie codziennie rano paraliżował nas strach przed kolejną lekcją matematyki, czy innym równie przemyślnym narzędziem tortur. Ja np bardzo lubiłam matematykę. Za to żołądek ściskał mi się ze strachu przed panią od polskiego….

Ale w tzw międzyczasie przeszliśmy w swoim życiu na kolejny etap: studia, praca. A wyuczona i taka w sumie pierwotna reakcja – została. Zadomowiła się w nas na dobre…

Nawet jeżeli już od dawne nie jesteśmy tą przewrażliwioną nastolatką, dla której końcem świata był świeżo kiełkujący na nosie – pryszcz. Huśtawka hormonów, emocji… a żołądek się ściska… Ale kiedy to było?

Właśnie dlatego, że tak dawno – trudno wyzbyć się starego, dobrze osadzonego nawyku.

Tu też nie chodzi o to, by na śniadanie wciągnąć w siebie – jak to mówią – konia z kopytami. Tylko po prostu, by nie zaczynać dnia na głodniaka.

I tu np niektórzy popełniają ten błąd, który w przypadku innej osoby zupełnie nie będzie błędem. A wręcz dobrym nawykiem. Bo każdy z nas jest inny.

I tak niektórzy zaczynają swój dzień ambitnie szklaneczką ostro witaminizującego soczku pomarańczowego.

Bo podobno nic tak nie stawia na nogi…

Ale nie każdemu z nas o takiej porannej godzinie takie kwaśne owoce robią dobrze. Bo może tylko jeszcze mocniej zakwaszają i tak już mocno zakwaszony (bo np z natury zestresowany) organizm.

Jeżeli czujesz, że coś takiego, choć teoretycznie według tych wszystkich poradników powinno robić Ci dobrze, a jedenak tak nie jest – raczej posłuchaj swojego organizmu. Każdy jest inny i na to samo może zareagować inaczej.

Bo soczek pomarańczowy z rana, owszem niektórych może i stawia na nogi.

Ale w przypadku osoby zestresowanej i mocno zakwaszonej od środka – po prostu jeszcze silniej zakwasi jej organizm. A jeszcze jeżeli to będzie soczek w kartoniku na bazie jakiegoś koncentratu….

Tu lepszym pomysłem będzie zwrócenie się ku owocom z danej pory roku np smoothie przygotowane własnoręcznie, domowej roboty, świeżo zmiksowane….

Co można zrobić rano w takich wypadkach:

Na dobry początek dnia:

Ssanie oleju.

Jako poranny rytuał po przebudzeniu i dla przebudzenia organizmu.

Czyli płukanie jamy ustnej olejem słonecznikowym czy rzepakowym.

Które przebudza organy wydalania, czyli samo w sobie stanowi swego rodzaju kurację oczyszczającą.

Wypluwamy olej, a następnie wypijamy – wciąż na czczo – szklaneczkę ciepłej wody, po to, by przeczyścić układ pokarmowy.

Albo szklaneczka ciepłej wody z cytryną.

Podobnie przeczyszcza i rozbudza może jeszcze co nieco przyśnięty organizm.

A wtedy nadchodzi czas na śniadania… I znowu ten dylemat…. Co zjeść?

Co powinno zawierać śniadanie?

20 – 30 % dziennego zapasu kalorii.

Pokarmy o tzw niskim indeksie glikemicznym.

Tu przecież nie chodzi o to, by rozszalał się nam poziom cukru we krwi. Tylko by nasycić się na dłuższą chwilę.
Mogą to być białka zwierzęce: jaja, ser, jogurt, kefir, wędliny lub białka roślinne: orzeszki, algi, tofu…

Witaminy: najlepiej owoce z danej pory roku, kiełki.

Włókna roślinne….

Bo te są nam potrzebne dla utrzymania równowagi flory bakteryjnej (chociażby po to, by przyśpieszyć wypróżnianie). A tu świeże owoce: surowe albo suszone. Zboże pełnoziarniste.

Napoje – co pić na śniadanie?

Bardzo ważne jest to byśmy z rana nawodnili nasz organizm. Bo te przecież – odrobina wyrozumiałości – przez całą noc głodował.

I tu wcale najlesza nie będzie kawa czy herbata. Te egzotyczne napoje, które stały się podstawą naszej staropolskiej tradycji.

Niestety one przyczyniają się do ubytków składników minteralnych w organiźmie.

Tymczasem najlepsze są najprostsze rozwiązania. A takim najprostszym, a zarazem najlepszym rozwiązaniem jest zwykła czyta WODA.

Albo sok ze świeżo wyciśniętych owoców, czy herbatki ziołowe.

Masło czy margaryna.

Masło – jest lepszym rozwiązaniem z punktu naszego zdrowia niż margaryna. Margaryna, czyli jedno wielkie kłamstwo marketingowe.

Ale wystarczy w niewielkiej ilości. Tu najlepsze byłoby dobrej jakości masło eko i to najlepiej surowe.
Zamiennie np pasty do smarowania np z migdałów.

Pożywne śniadanie versus lekko strawne śniadanie.

I tu znowu zależy od człowieka. Bo każdy jest inny. I u każdego trawienie, tymbardziej z samego rana przebiega inaczej. Po prostu: trzeba wsłuchać się w siebie….

I zgodnie z tym sobie dogadzać.

Im bardziej złożone śniadanie, im więcej w nim składników, każdy wymagający innego pH do przetrawienia – tym bardziej komplikuje się proces trawienia.

Czasami, w przypadku niektórych osób może wręcz okazać się, że rezgynacja z bardzo złożonego, a więc i z pozoru zrównoważonego śniadania – może ułatwić proces trawienia. I np pozbędziemy się nieprzyjemnych fermentacji i gazów, które może nękają nas nie wiadomo dlaczego i skąd.

Podobnie częstym błędem jest zjadanie surowych owoców po posiłku. Np na koniec śniadania….

Tymczasem akurat surowe owoce najlepiej służą nam, kiedy zjadamy je w odstępach od posiłków np kwadrans przed.
Bo z jednej strony trawimy je szybko. A wtedy nie muszą czekać w kolejce na trawienie za innymi składnikami.

Z drugiej strony trawienie surowych owoców może nie być za bardzo kompatybilne z trawieniem innych składników.

co zjeść na śniadanie

Jak to razem zgrać?

Po pierwsze, powtarzam to po raz kolejny: wsłuchać się w swój organizm. Sama np zaczynam dzień wodą z octem jabłkowym i dodatkiem miod. Uwielbiam. Podobno opóźnia pojawienie się siwych włosów….

Potem smoothie.

Dalej po 15 minutach, może to być kanapka posmarowana pastą migdałową.

A może krem Budwig.

Po co komplikować, skoro można prościej?

Chodzi przecież o to, by nabrać sił, by naładować wewnętrzne akumulatory, by zjeść to i jak najlepiej to przyswoić, jak najpełniej z tego skorzystać.

Pozdrawiam serdecznie
Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook EBOOK DESERY I ŚNIADANIA BEZGLUTENOWO – BEZMLECZNE

O AUTORZE

Przez lata zmagałam się z chronicznymi problemami z gardłem, do momentu, kiedy odstawiłam produkty mleczne.

Dzisiaj, uważam, że można mieć zrównoważoną dietę – eliminując z niej produkty mleczne i mączne.

A dieta bezglutenowa – bezmleczna jest najlepszą dietą odchudzającą.

Wszystko jest kwestią wyrobienia w sobie dobrych nawyków….

Przez lata wierzyłam, że jestem totalnym beztalenciem sportowym, aż zaczęłam się ruszać.

Wierzę w uzdrowicielską moc glinki zielonej.

Jestem niepoprawną miłośniczką zielonych smoothie.

(5) Komentarzy

  1. Nie wychodzę bez śniadania. Budzę się rano bardzo głodna, więc ten posiłek dnia jest dla mnie koniecznością. Niestety zapominam o jakimś zdrowym napoju, np. woda z cytryną :/

  2. Ja nie wyobrażam sobie dnia bez śniadania. Mój organizm też nie, dlatego nawet zwykłe wyjście na pobranie krwi to nie lada wyzwanie. Śniadanie musi być i koniec, najlepiej na słodko w postaci owsianki, jaglanki, placuszków lub czegoś podobnego. Byle było smacznie i zdrowo 🙂

  3. healthystyle says:

    Bez śniadania dzień stracony. Jakoś nie wyobrażam sobie żebym miała go nie zjeść. Nawet jeśli ma to być na szybko przygotowana kanapka to zawsze lepsze niż nic – nie wyobrażam sobie zaczęcia pracy z pustym żołądkiem.

  4. Dla mnie nie ma opcji żeby nie zjeść maksymalnie pół godziny po wstaniu z łóżka. Zwykle po toalecie jest to pierwsza rzecz, jaką robię ?

  5. Śniadanie to podstawa. Nie wyobrażam sobie wyjścia z domu rano bez tego, tak bardzo ważnego posiłku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *