Nawet jeżeli to nie jest taka do końca prawdziwa zima.

ZIMA – To jest ten czas, kiedy natura zwalnia swój rytm.

Wcześniej kładziemy się spać, później wstajemy. Z potrzeby … ciała.

Tzn tak było kiedyś, kiedy człowiek wsłuchiwał się w rytm natury, bo wierzył, że robi mu to dobrze. A dzisiejszy człowiek jest ponad to.

Bo dzisiaj człowiek, jak był zabiegany latem, tak jest zabiegany zimą. Może nawet jeszcze bardziej, bo latem wrzuca na luz i wypoczywa. Bo przecież jest na urlopie.

A zimą – coraz wyżej stawia sobie poprzeczkę. Bo przecież dopiero co zrobił ambitne postanowienia noworoczne…. A szef nie poczeka do lata.

Człowiek do tej poprzeczki dopasowuje się, wpisuje się bez szemrania w te coraz ambitniejsze plany. Tzn temu wewnętrznemu szemraniu daje po łapach i w swoim przekonaniu bierze się w garść.

Ale robi to kosztem snu. Czyli krótkowzrocznie.

Bo przecież postanowił sobie, więc zakasuje rękawy i pracuje – choćby na rzęsach.

A potem dziwimy się dlaczego większość postanowień noworocznych spaliło na panewce….

Przedobrzyliśmy. To nie był ten moment… Za szybko chcieliśmy. A co nagle to po diable.

O tym wiedzieli nasi przodkowie. A my poddajemy w wątpliwość… Nie mamy na to czasu… Mamy XXI wiek i jesteśmy ponad to…

Tymczasem nasz organizm funkcjonuje tak samo od wieków.

Nasz organizm naturalnie skłania się do tego, by zwolnić, by zaszyć się pod kołderką, wtopić się w rozkosznie rozgrzane żeberka kaloryfera.

I nie ma w tym nic złego. To jest coś, co nachodzi nas jak najbardziej naturalnie zimą. Nie ma co mieć tego sobie za złe. Wykorzystać ten szczególny moment:

Ograniczyć stres, wyciszyć się, zwolnić rytm życia…

Nie to, że przeczekać nie robiąc nic.

Ale doładować akumulatory przed wiosną, łapać te niepowtarzalne emocje, celebrować tę chwilę, a choćby i zaszyć się (i to bez poczucia winy) pod rozkosznie przytulną kołderkę, w poczuciu tej nieodparcie wlewającej się w serce – błogości, patrzeć na zmarznięty pejzaż i ludzi za oknem. Rozkoszować się tym, docenić i celebrować to poczucie szczęścia.

Chwilo – jesteś piękna – trwaj.

Dlaczego od razu przepędzać zimę, skoro ona ma co nieco dobrego do zaoferowania.

Wystarczy dać sobie wewnętrzne pozwolenie, by zwolnić i cieszyć się tą chwilą.

Ale nie – bo my nie mamy na to czasu. Powzięliśmy tyle ambitnych planów i postanowień.

Tyle wystarczająco dobrych powodów, by wyczerpać nasz układ odpornościowy. Co stanowi drzwi wejściowe szeroko otwarte dla chorowania. No i mamy dość tej zimy…

Tym czasem:

Tym lepiej przejdziemy zimię, im lepiej przygotujemy się na nią nasz organizm.

I tu niekoniecznie w sensie: chuchać i dmuchać i nie wystawiać na przeciągi.

Tylko ze szczególną troską podejdziemy do naszych jelit, do naszej flory bakteryjnej. Ta w 70% w dużym stopniu odpowiada za nasz potencjał obronny.

Jeśli zimą bardzo ciągnie nas w kierunku sycących potraw mącznych, zbóż, słodyczy, potraw tłustych czy wędlin – są to dania charakterystyczne, w pewnym sensie tradycyjne dla danej pory roku.
Dostarczające kalorii niezbędnych do dogrzania nas od środka.

To jest ten posmak zimy: rozgrzewające ziemniaczki maczane w roztopionym serku, Francuzi, tzn francuscy górale mają takie smaczne danie o nazwie tartiflette (ziemniaczki zapiekane w serze).

My mamy te wszystkie nasze ciasta i obowiązkowe pierniczki (tradycja świąteczna).

Ale one mogą być odpowiedzialne za nadmierne wydzielanie się flegmy. Tzn nadmiar flegmy może być powiązany z nadmiernym spożyciem i w efekcie nieprawidłowym trawieniem niektórych pokarmów jak: produkty mleczne, gluten, tłuszcze, cukry. Bo kiedy przedobrzymy, błony śluzowe mogą wziąć na siebie rolę usuwania tej flegmy, w sytuacji kiedy wątroba i/albo jelita zawodzą.

Bo błona śluzowa dróg oddechowych stoi na pierwszej linii obrony: względem chłodu i wilgoci, tak charakterystycznych dla tej pory roku.

Żeby utrzymać temperaturę błony śluzowej krew napływa silniej. Ale jeżeli krew jest przeciążona zanieczyszczeniami – te będą zapychać śluzówkę. A ten śluz będzie starał się jakoś ulotnić, wywołując katar.

Z drugiej strony centralne ogrzewanie wysusza naszą śluzówkę. Tutaj banalnie proste rozwiązanie: pojemniki z wodą zawieszone na kaloryferze.

Ale zima to wcale nie jest ten idealny moment, by zafundować sobie dietę oczyszczającą, bo widmo bikini latem spędza nam sen z powiek.

Przekonałam się o tym na sobie: Tak sprytnie to sobie wymyśliłam w jedną zimę: intensywna dieta oczyszczająca. Owszem – schudłam, ale intensywnie i dużo chorowałam.

Tutaj chodzi o znalezienie wrażliwej równowagi, którą łatwo przekroczyć, chcąc sobie dogodzić – przejadając się. Ale też – wyczerpując, odmawiając pokarmu swojegmu ciału.

Jeżeli nie wsłuchasz się w potrzeby swojego organizmu. Jeżeli np jesz robiąc równolegle coś innego. Bo wtedy nie reagujemy na sygnały, które wysyła nam nasz mózg, że jesteśmy najedzeni. Tylko jemy dalej i przejadamy się.

Skoncentrować się na jedzeniu, jeść świadomie, rozkoszować się, chłonąć to wszystkimi zmysłami. A nie zamiast tego – te zmysły takie rozbiegane we wszystkich kierunkach. Odpowiadamy na maila, stukamy po klawiaturze, przebiegamy palcami po instagramie. Myślami gdzie indziej… A talerz wypróżnia się przy okazji.

Te wszystkie rzeczy, które mamy do zrobienia. To generuje do stres.

Zamiast celebrować posiłek. Zamiast skupić się na nim jednym. Dobrze przeżuwać (taki drobiazg – kluczowy i strategiczny, pozwala oszczędzić organizmowi co nieco energii na trawienie zupełnie nie przeżutego).

Bo organizm potrzebuje energii. Bo to jest ten czas…

To jest ten okres, żeby odpocząć sobie, żeby rozkoszować się sjestą, żeby dać sobie przyzwolenie na dłuższy sen, wsłuchać się w potrzeby swojego organizmu, zamiast nie oglądając się na nic realizować swoje plany po trupach (po swoim trupie -bo noworoczne postanowienia…. ).

Wręcz przeciwnie: skorzystać z dłuższych nocy, by lepiej się wysypiać.

Bo nocą regenerujemy rezerwy energetyczne, to wtedy odbywa się nieodzowny proces porządkowania organizmu od środka i usuwania odpadów.

Kiedy noc wydłuża się, potrzebujemy więcej snu.

Jeżeli nie przyznamy sobie dodatkowej godzinki snu, nie uszanujemy swojego rytmu biologicznego.

A wtedy niedobór snu pociągnie za sobą nadprogramowe zmęczenie, co z kolei obniży odporność organizmu. Błędne koło i już nie lubimy zimy…

Jeżeli nie przyznamy sobie dodatkowej godzinki snu, nie uszanujemy swojego rytmu biologicznego. A wtedy niedobór snu pociągnie za sobą nadprogramowe zmęczenie, co z kolei obniży odporność organizmu. Błędne koło i już nie lubimy zimy…

Jako osoba, której zdrowie posypało się długofalowo na zasadzie klocków Lego, domino, czy domków z kart, albo piramidy finansowej Ponzi, wyjściowo na skutek nie dbania o sen, nie dosypiania nocy, nie przyznawania sobie wystarczającej ilości snu.

Skracania nocy, by zyskać dodatkową godzinkę na zrobienie czegoś – to dopiero jest CHORE i pociąga za sobą chorobę. Tzn najpierw pociąga za sobą kaskadę zmęczenia, osłabienie organizmu, przygnębienie. Aż wreszcie dopada choróbsko….

Do tego dochodzi niedobór światła.

Wychodzimy do pracy jest jeszcze ciemno. Wracamy do domu – ciemno. Pracujemy spędzając dzień w zaciemnionych pomieszczeniach, co wpływa na spadek odporności przez niedobór witaminy D.

Niedobór światła pociąga również nadmierną produkcją melatoniny – hormonu snu. Co jest normalne w nocy. Co w ciągu dnia pociąga za sobą spadek formy czy nawet sezonową depresję. Co z kolei pociąga za sobą spadek odporności.

Dlatego, dla niektórych zima jest jak to błędne koło chorowania…
Bo punktem wyjścia jest wsłuchać się w swój organizm.

I jeszcze jedna rzecz:

Dla zmarźlaków, czyli dla osób, które czują się bardziej zmęczone zimą i szczególnie wrażliwe na chłód.

Jestem jedną z nich: tych zestresowanych, wrażliwych…

Wbrew przyjętym poglądom zjadanie dużo bardzo kwaśnych owoców (synonim witaminy C, energii i witalności – typu kiwi, klementynki – najlepiej z samego rana – niekoniecznie). Bo one zakwaszają organizm.

A jeżeli ten organizm z natury nie radzi sobie z nadmiarem kwasów (to dotyczy zmarźlaków), to dokładamy mu nie zdrowie, a problem do rozwiązania. Z którym organizm radzi sobie, jak może.

By zneutralizować kwasy – czerpie w rezerwach (znacie te symptomy: łamiące się paznokcie, wypadające włosy – to jest ten znak). A wtedy fundując sobie kwaśny soczek pomarańczowy – bomba witaminowa z samego rana -zamiast robić sobie dobrze, wystawiamy organizm na próbę.

Bo zima to czas na odpoczynek, wrzucenie na luz. Ten okres jest dany nam (jako części przyrody) po to….

Nawet jeżeli temperatura jakby się pomyliła i w harmonogramie – pogodowo niespodziewanie wyskoczyła wiosna w samym środku zimy. Kto wie, może zima jeszcze wróci… A wtedy, pomyślmy o sobie i nie wymagajmy od siebie za dużo.

Bo w życiu, smaczek nadają mu te drobne przyjemności…

To dla nich nasze życie jest warte przeżycia.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Przez lata zmagałam się z chronicznymi problemami z gardłem, do momentu, kiedy odstawiłam produkty mleczne. Dzisiaj, uważam, że można mieć zrównoważoną dietę – eliminując z niej produkty mleczne i mączne. A dieta bezglutenowa – bezmleczna jest najlepszą dietą odchudzającą. Wszystko jest kwestią wyrobienia w sobie dobrych nawyków…. Przez lata wierzyłam, że jestem totalnym beztalenciem sportowym, aż zaczęłam się ruszać. Wierzę w uzdrowicielską moc glinki zielonej. Jestem niepoprawną miłośniczką zielonych smoothie.

Dołącz do rozmowy

3 komentarze

  1. Ja mimo wszystko lubię energię związaną z ciepłymi porami roku

  2. Ja bym chciała, żeby tej okres zimowy trwał tylko podczas świąt BN. Magia ? natomiast przez resztę dni pragnę słońca bo wtedy jestem pełna energii, więcej zrobię w domu, więcej znajomych odwiedzę, moje dzieciaki spędzają takie dni tylko na podwórku ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Exit mobile version