OPTYMIZM

Trudności są po to, by wyzwolić z Ciebie to, co najlepsze.

motywatory

motywatory

Czyli czego można się nauczyć z trudnych sytuacji? Dlaczego warto szukać dobrych stron w każdym zdarzeniu? Stawiaj czoło trudnościom, bo one wydobędą z Ciebie to, co najlepsze. 

[Tweet “Powiedz mi, na którym piętrze mieszakasz, a powiem Ci prawdę o Twoim zdrowiu.”]

Jakiś czas temu przeczytałam o dość nietypowym badaniu i (z pozoru) o jeszcze bardziej absurdalnym wniosku, który z niego wyciągnięto. Jakie to badanie i jaki wniosek?

Otóż pytano się jego uczestników, na którym mieszkają piętrze i sprawdzano ich kondycję fizyczną. Co się okazało?

To, że w najlepszej formie fizycznej są ludzie mieszkający na 2 i 3 piętrze. Banialuki, wyssane z palca. Ogromne uproszczenie? Nie wiem. Choć jak głębiej się zastanowić, ma to całkiem sensowne wyjaśnienie. To wyjaśnienie nazywa się bardzo pospolicie: SCHODY.

No bo kto, z ręką na sercu, nigdy nie zazdrościł sąsiadowi z parteru tego, że … nie ma pod górkę?

  • Chociażby wracając z siatkami po ciężkim dniu,
  • lub samemu dobijając do mieszkania na piętrze choćby po najcudowniejszych wakacjach, za to z przeładowanymi walizkami. Te zawsze trzeba kolanami dopychać.
  • Czy po prostu wracając  ze sklepu z nowiusienką kanapą prosto, którą jakoś trzeba wepchnąć na to czwarte piętro. A tu właśnie padła winda. To z mojego osobistego doświadczenia. Nic tylko siąść i zapłakać.

motywatory

No bo tu zaczynają się schody.

Tyle, że te prowadzące na 2 czy 3 piętro z reguły przemierzamy na piechotę. Przecież szkoda czasu na czekanie na windę. Robimy to kilka razy dziennie, kilkanaście w tygodniu, kilka tysięcy w roku. Bóg jeden wie, ile w całym życiu.

Ale jeżeli mieszkamy na czwartym piętrze lub wyżej z czystym sumieniem odpuszczamy sobie schody. No bo niby na co wymyślono windę? Komu przy zdrowych zmysłach chciałoby się pedałować na piechotę na 8 piętro. Jeszcze sąsiedzi wezmą za wariata?

Czym są schody? To synonim przeszkody, w której przejście musimy włożyć trochę/sporo wysiłku. Ale ten wysiłek zwróci się z nawiązką: lepsza kondycja, zgrabniejsze uda i pośladki, mniejsza zadyszka, no i potężne zadowolenie z samego siebie.

Jakże czasami kusi, by je sobie odpuścić, by pójść na łatwiznę i wybrać windę.

motywatory

Tymczasem…

[Tweet “Największe okazje w naszym życiu pojawiają się w przebraniu problemów.”]

Mnie też kusiło po zeszłotygodniowym pruciu, by cichaczem odpuścić sobie druty. Stwierdziłam, że niby po co będę się męczyć? Przecież szybciej, prościej i przyjemniej pójdzie mi zrobić coś z tej samej włóczki na szydełku. Tyle, że wcale nie poszło. ?????

Trafiłam na włóczkę oporną na szydełko . O ile taka istnie. Otóż kilka miesięcy temu kupiłam sobie kilka motków kremowej włóczki o składzie 75% wełny i 25% poliamidu (według producenta – na druty 2,5). Ja wrzuciłam ją na trochę grubsze druty (3,5 – tylko takie mam). Robiło mi się na nich fenomenalnie. O ile mogę tak powiedzieć – wziąwszy pod uwagę efekt końcowy i moje raczkujące umiejętności.

Oczywiście robiło mi się na nich fenomenalnie do czasu … aż zaczęły się schody. Czyli uciekło mi oczko (jeszcze nie umiem ich łapać) i spojrzałam krytycznie na to, co do tej pory zrobiłam (koślawe oczka, nierówne brzegi). I wszystko sprułam.

Upatrzyłam sobie inny wzor z tej samej włóczki (tyle że na szydełko). Zrobiłam próbkę i zaczęłam dziergać. Szło mi strasznie opornie. Nie wiem, czy można tak to nazwać, ale ta włóczka po prostu nie nadaje się na szydełko. Dlaczego? Bo potwornie się haczy. Przy każdym pociągnięciu szydełka rozrywam mikronitki. Włóczka wydaje przy tym nieprzyjemny zgrzyt. Taki, po którym ciarki przechodzą po plecach i po zębach. Nie wiem, czy wiecie o co mi chodzi? Na drutach tego nie ma. Druty są proste i nie mają tego zakończenia w formie haczyka, który szarpie włóczkę.

Mam więc do wyboru: albo spisać włóczkę na straty, albo zrobić z niej coś na drutach. Czyli znowu stanęłam przed schodami. Czy doprowadzą mnie do wymarzonego celu i w końcu nauczę się robić na drutach? Czas pokaże.

motywatory crochet knitting

Bo ….

[Tweet “Najdłuższa droga składa się z małych kroków.”]

Cofnęłam się pamięcią kilka miesięcy wstecz, kiedy beztrosko przyłączyłam się do wyzwania u Maknety, myśląc sobie, że przecież dziergam. No bo dziargałam na okrągło serwetki. Same serwetki i nic więcej. Serwetki przydają mi się do dziś do zdjęć kulinarnych na bloga.

Bez pokonywania trudności, nie ma postępów.

Tymczasem dzięki wyzwaniu wspólne czytanie i dzierganie poznałam wiele fantastycznych i fantastycznie kreatywnych dziewczyn, które co tydzień mobilizują mnie do pokonywania kolejnych trudności.

Nie raz mam ochotę odpuścić sobie „schody” i pójść po najmniejszej linii oporu, czyli bez wysiłku i bez robienia postępów : wybrać windę. Zdałam sobie sprawę, że dzięki wyzwaniu i motywacji z Waszej strony przez ostatnie kilka miesięcy „szydełkowo” przeszłam daleką drogę. Od serwetek, poprzez szale i chusty, do pierwszej (szczęśliwie ukończonej) bluzki.

Z perspektywy czasu widzę, że każda ukończona robotka, to było takie małe zwycięstwo, które popychało mnie naprzód.¨W tym tkwi…

motywatory

Potęga małego zwycięstwa.

Takie małe zwycięstwa mają ogromną moc. Potrfią narobić apetytu na więcej i zmobilizować do dalszej pracy. No i przede wszystkim dodają wiary we własne siły. Małe zwycięstwa przytrafiają się nam każdego dnia. To małe etapy, które udało się pomyślnie przejść (zaliczyć, pokonać) mimo napotkanych trudności. Mała rzecz, a cieszy.

Dla mnie takim zwycięstwem było opanowanie prawych i lewych oczek na drutach.Takie zwycięstwa zdarzają się nam w najróżniejszych dziedzinach życia. Warto się nimi cieszyć i czerpać z nich energię na dalszą drogę.

Potęga optymizmu Allan Loy McGinnis.

A jeżeli o tym piszę, to dlatego że podbudowałam się książką „Potęga optymizmu” Allana Loy McGinnisa. Mam ją od lat i zaglądam do niej, gdy potrzeba mi motywującego kopa. Napisana jest w bardzo optymistycznym (chrzescijańskim) duchu (ale bez hurra optymizmu). Zawsze trafię w niej na jakąś historię, która w danym momencie mnie zmotywuje, bo będzie odpowiadać mojej sytuacji (w danej chwili).

Oto historia, która idelanie pasuje do mojej popruciowej depresji. Może i Was zmotywuje, by zmierzyć się z czymś, na co absolutnie nie macie ochoty. A jednak powinniście się za to zabrać własnoręcznie, zamiast czekać z założonymi rękoma … na windę.

„Pewien muzyk, który cierpiał na depresję jechał autorstradą i złapał gumę. Z początku bezradnie przyglądał się przebitej dętce i zamartwiał, że nie umie zmienić koła. Czekał, aż w końcu zaczął działać. Po godzinie zmagań udało mu się założyć koło zapasowe. Wróciwszy do samochodu zauważył, że jego obsesyjne przygnębienie minęło.

Jak to wytłumaczyć? Muzyk stanął przed kolejnym irytującym problemem. Zamiast załamywać ręce i bezradnie czekać na pomoc, zabrał się do działania.”

[Tweet “Małe zwycięstwo ma ogromną moc i motywuje do dalszych wysiłków.”]

To sprawdza się w życiu, w chorobie (w walce z nią), w pisaniu bloga, w prowadzeniu firmy, w uczeniu się czegoś nowego. Bo gdy próbujemy, gdy nie dajemy za wygraną, nawet jeżeli zamykają się jedne drzwi, na ich miejsce otwierają się inne. Które może przegapilibyśmy jadąc winą (czyli wybierając pójście na łatwiznę).

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook EBOOK DESERY I ŚNIADANIA BEZGLUTENOWO – BEZMLECZNE

O AUTORZE

Przez lata zmagałam się z chronicznymi problemami z gardłem, do momentu, kiedy odstawiłam produkty mleczne.

Dzisiaj, uważam, że można mieć zrównoważoną dietę – eliminując z niej produkty mleczne i mączne.

A dieta bezglutenowa – bezmleczna jest najlepszą dietą odchudzającą.

Wszystko jest kwestią wyrobienia w sobie dobrych nawyków….

Przez lata wierzyłam, że jestem totalnym beztalenciem sportowym, aż zaczęłam się ruszać.

Wierzę w uzdrowicielską moc glinki zielonej.

Jestem niepoprawną miłośniczką zielonych smoothie.

(20) Komentarzy

  1. Codziennie kiedy targam na IV piętro 13-kilogramowego juniora, swoją przynajmniej 5-kilogramową torebkę, jego torbę i drobne zakupy – złorzeczę, dlaczego nie ma windy 🙂 Teraz będę szukać dobrych stron – te zgrabne pośladki i uda mnie przekonują.

  2. Ja mieszkam na parterze wiec toreb nie dzwigam ale moze przelece sie od czasu do czasu na 4 piętro dla kondycji i zgrabnych pośladków. Pollyanna tez szukała dobrych stron we wszystkim i żyło jej sie dużo lepiej niż gdyby miala biadolić.;) Więc dziewczyny wstajemy z usmiechem i nie biadolimy.;) Sasiadka nas obgadała zaprośmy ja na kawe moze kobieta chce sie wygadać , mąż nas nie rozumie – może trzeba zmienić męża he,he

    1. Bardziej chodziło mi o to, że trudno się samemu zmobilizowac do wysiłku. Ale jak jest mus i zabieramy się do działania (trochę zmuszeni przez zewnętrzne okolicznosci), to czasami są z tego jakies korzysci. Pozdrawiam Beata

    2. Bardziej chodziło mi o to, że trudno się samemu zmobilizowac do wysiłku. Ale jak jest mus i zabieramy się do działania (trochę zmuszeni przez zewnętrzne okolicznosci), to czasami są z tego jakies korzysci. Pozdrawiam Beata

  3. Ja czasami odkładam na dzień dwa druty szydełko, czy co to tam mam w rękach akurat.
    Odpoczywam i po takim czasie wracam do nich w większym entuzjazmem. 🙂
    A po dużym pruciu radzę (z własnego doświadczenia) zabrać się za projekt dziecięcy. Takie robótki przyrastają szybko i sprawiają dużo przyjemności.
    A ja nie mam windy więc nie mam takiego problemu 😉

  4. Jak u Ciebie ładnie składają się teksty! Jej, jak ciekawie się je czyta. Podziwiam taką umiejętność, wszystko takie przemyślane, wszystko ładnie się łączy. Bardzo ciekawie napisałaś o tych schodach! No właśnie – dlaczego ja używam windy? Przecież mieszkam na 3-cim piętrze, mogłabym chodzić. Od dziś zacznę – wchodzę po schodach 🙂 Nie martw się tymi drutami – w końcu uda się zrobić coś równego. Trzymam mocno kciuki za to!
    Pozdrawiam Cię serdecznie,
    Asia
    PS. Ja długo obserwowałam akcję Maknety, a potem zdecydowałam się dołączyć. Same plusy obserwuję – czytam o wiele więcej, robię na drutach o wiele więcej, nie zaniedbując przy tym obowiązków. Poznałam wiele nowych koleżanek!

  5. Ja mieszkam na 7 piętrze, w większości przypadków wjeżdżam windą, ale czasami zdarza mi się tak ot z własnej nieprzymuszonej woli wejść na górę na pieszo. Zadyszka jak sto pięćdziesiąt, ale satysfakcja ogromna 🙂
    A twoja bluzeczka jest super.
    Nie poddawaj się z drutami. Oczka na pewno się wyprostują, a brzegi zaczną ładnie wychodzić 🙂

  6. A ja mieszkam w domu z dowma pietrami codzienie pokonuje schody z gory na dol plus do piwnicy 😉 Co dow loczek to te tzw. fantazyjne wygaldajce jak mech, albo futerko z nierownym splotem sterczacymi nitkami itp. to niestety (albo i nie) nadaja sie tylko na druty. Bo zwyczajnie oczka widac na drucie sobie leza i juz. A szydelkiem nie wiadomo, gdzie wkluwac, nic nie widac. Robialm z takiej wloczki cos kiedys tutaj: http://www.mojeszydelkoweprzygody.blogspot.de/2014/03/na-zielono.html
    Szydelkiem z pewnoscia nie dalabym rady tego udziergac…

  7. Strasznie lubię Twoje cytaty! Już po raz kolejny się na tym łapię… 🙂 Ja mieszkam na jedenastym i co mam powiedzieć? Kiedyś chodziłam po schodach codziennie ok. 60 pięter, tak dla sportu, zimą. Kondycję można sobie naprawdę w ten sposób wyrobić całkiem niezłą. Moja koleżanka, miłośniczka gór tak właśnie ćwiczy w ciągu roku i nie jest jedyna. Słynny jest w Poznaniu zapaleniec biegający po schodach w wieżowcu w górę i w dół w ten sposób ćwicząc przed forsownymi wyjazdami, nawet było o nim w tv 🙂 A drugi cytat to coś, co przez parę dni na pewno pozostanie mi w pamięci!

    1. O rany! No dobra, od jutra zacznę wchodzić na to jedenaste 😉 Zmobilizowałaś mnie – dzięki!!!

  8. kamila wojkam5 says:

    Ja też na czwartym bez windy – ale zupełnie nie narzekam z tego powodu – przyzwyczaiłam się i już:) Mój tata też się zdziwił jak po 3 tygodniach wędrowania przestało go bolec kolano 🙂 Schody wykorzystuje też jako rozgrzewkę przed bieganiem – raz na dół raz na gorę – na szczescie sąsiedzi tego nie widzą ;)))
    A co do włóczki to nie odpuszczaj – ja proponuję wziąć grubsze druty i robić podwójną nitką albo wziąć jeszcze grubsze druty i zrobić pojedynczą taki ażurowy luźny sweter na grubaskach szybko pójdzie a ewentualne niedociągnięcia będą wyglądały na zamierzony efekt 🙂 o np takihttp://swetrydoroty.blogspot.com/2011/07/taki-dugi-golf.html
    odnosnie wloczki nienadającej się na szydełko – ja kupiłam akryl co prawda ale w cudnym kolorze – skręcony jak kordonek i zaczelam coś tam dłubać ale się tak potwornie elektryzuje że dalam spokój.

  9. Chodzenie po schodach to fajna sprawa i świetny trening przed wycieczką w góry, ale ponoć lepiej i zdrowiej robić to bez siatek z zakupami 🙂 Zaciekawiła mnie książka o której piszesz. Muszę koniecznie przeczytać. Pozdrawiam serdecznie 🙂

  10. Mieszkam tylko na trzecim piętrze, za to schody mam iście mordercze. Nie wiem co z nimi jest nie tak, ale nawet osoby z dobrą kondycją łapią na nich zadyszkę ;p
    A co do pokonywania drobnych przeciwności, to faktycznie, jak zaczniemy od małych spraw, to łatwiej nam i z dużymi problemami dać sobie radę 😉
    Nie poddawaj się, może po prostu ta włóczka czeka na to by przemówić?

  11. Mieszkam na drugim piętrze, więc mam idealnie, nie za wysoko, nie za nisko, w sam raz. Pracuje nad kondycją, a nie zmęczę się aż tak strasznie. A olatam się po tych schodach codziennie, bo mieszkam w domku z rodzicami zajmującymi parter, więc kursów mam czasami sporo, ale ma to swoje plusy.
    Warto cieszyć się nawet małymi zwycięstwami i dokonaniami.

  12. Ja od zawsze mieszkam pod górkę i nauczyłam się myśleć tak jak ty – to dla mojego zdrowia i kondycji. Ostatnio nawet posłuchałam innej rady, otóż kiedy przez tydzień nie miałam samochodu to dzielnie biegałam na autobus, zamiast zabierać się z sąsiadami 😉
    I masz rację, warto działać, mimo że trudno. Zazwyczaj wtedy efekty najbardziej nas cieszą i są najlepsze. Do mnie rzadko coś wartościowego łatwo przychodzi, muszę zazwyczaj zapracować na sukcesy, tak jakby sam życie zmuszało mnie do aktywności.

  13. W zasadzie nie pamiętam, że pokonuję codziennie schody, wprawdzie tylko na drugie piętro, ale trochę ich jest. O istnieniu schodów przypominam sobie po powrocie ze wsi, gdzie nie mam żadnych schodów, no może dwa. Po płaskim chodzeniu, nagle schody na drugie piętro stają się odczuwalne. Na szczęście na krótko. Mijają dwa, trzy dni i schody w cudowny sposób znikają. Pozdrawiam serdecznie 😉

  14. To prawda schody to niezły fitness, ja nie mam ich wiele do pokonania, dlatego lubię sport. Jednak wszyscy codziennie musimy zmagać się z własnymi schodami życia. Pozdrawiam 🙂

  15. Nic nie ma za darmo. Z reguły trzeba się namęczyć, ale zwycięstwo jest wtedy przyjemniejsze. Choć winda kusi 🙂

  16. Dobrze napisane! A druty zawsze mnie doprowadzały do rozpaczy:)

    Karolina z Tu mnie znajdziesz: Żyj Kochaj Twórz

  17. […] Cóż wiesz o pięknieJej art terapiaModa na bio […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *